czwartek, 9 października 2014

Mysłowice

To było w ponad siedem lat temu. Nie wiem, kto wymyślił hiszpańską knajpę na głównym placu śląskiego miasteczka, ale właśnie tam zaczęła się historia filmu, który nigdy nie powstał. „El Toro” dziś już chyba nie istnieje - a tam spotykali się wszyscy - sztygarzy, zwykli górnicy, ich żony z dziećmi, miejscowe emerytki, a nawet członkowie miejscowej kapeli ze szczytu list przebojów. Tam trafiliśmy z dokumentującą całą historię Natalią, którą właśnie wtedy poznałem, a z którą potem udało się nam zrobić całkiem inny, całkiem ważny film i w zasadzie do dziś się przyjaźnimy. Tam w tytoniowym dymie i kwaśnym zapachu piwa, przegryzając paelię pierogami poznawaliśmy podziemne tajemnice i niczym „barbarzyńcy w ogrodzie” niezgrabnie ich dotykaliśmy, nie mając wtedy pojęcia, co tak naprawdę znaczą. Stamtąd wiodły nasze ścieżki wśród śląskich blokowisk, gdzie Natalia w sobie tylko wiadomy sposób wyszukiwała wszystkich w tę opowieść uwikłanych. I choć nie padnie dziś ani jedno nazwisko, spisane zostały „czyny i rozmowy”, i wtedy bezładnie i szybko powstał młodzieńczy brudnopis treatmentu filmu, który nigdy nie powstał. A teraz mógłby pewnie nabrać zupełnie nowego znaczenia. Spróbuję to troszkę wygładzić i opisu dodać, co by czytelny był, ale pamięć zawodna, a i treatment młodzieńczy, więc wybaczcie cienie niedopowiedzeń. W każdym razie, tak właśnie chyba to wyglądało.

23.12.1986, Kopalnia „Mysłowice”, biuro naczelnego inżyniera,  
„Kurwa robić wam się gnoje nie chce”
 „Sami dobrze wiecie, że tam się robić nie da” – grupa górników tłoczy się w drzwiach
„Nowoczesna ściana, świeżo otwarta, wszystko jest jak trza”
„Gówno jest. Gorąc, wentylacja żadna, pył, metan. Spróbujcie se tam pofedrować.”
„Kurwa nie tym tonem. Wy tu jesteście od fedrowania. Wynocha.”
„Znaczy nie przeniesiecie nas?”
„Powiedziałem won”
„A co z wigilią? Tyż mamy iść na dół?”
„Do roboty skurwysyny, bo wszystkich na zbity pysk wypierdolę”

4.02 2007, Mysłowice, msza św. z okazji 20 rocznicy katastrofy.
Modlący się ludzie. Gra orkiestra górnicza. Kobiety ze łzami w oczach.
Teresa, Halina, Maria, Małgorzata, Ewa, Maria, Beata, Irena -
„To był jego pierwszy dzień po urlopie.”
„Przeziębiony był i chciał iść na chorobowe.”
„Syn go nie chciał puścić.”
„Nie mieszkaliśmy razem, nawet nie wiedział, że będzie ojcem.”
„Zawsze mówił, że jakby co, to żebym sobie kogoś znalazła.”
Pod kościołem:
Halina: Jak ta orkiestra zagrała to tak to wszystko odżyło.
Dyrektor płacze: To są takie wspomnienia, z którymi trudno jest żyć.

3.02.1987, hałda, w tle wyłania się, kopalnia, godzina 7:00, wstaje świt.
Górnicy siedzą i piją piwo. Rozmawiają. Jest ich kilkunastu. Każdy ma imię i nazwisko. Gadają o robocie, o bardzo niebezpiecznym miejscu. Mówią o ściąganiu czujników, o pyle węglowym zalegającym dosłownie wszędzie. Mówią, że pojedynczo mogą się stamtąd wynieść, ale im zależy na całej grupie. Na przyjaciołach.
„Królestwo wie jak jest, ale racja stanu jest inna. Węgla trza fedrować jak najwięcej. Piniondz rządzi”
„Będą nas wszystkich skrobać jak tam pieprznie.”
„No co, ja stamtąd pójda, a ty zostaniesz. Ciebie szlag trafi, a ja se potem w łeb strzelę.”
Przyjaźnią się. Chodzą zawsze razem: do kopalni - tylko na nocki, na hałdę na piwo. Zaraz po szychcie. O siódmej rano.
„A co my tak tu wszyscy dzisiaj. Normalnie to ten nie może, tamten do żony, onemu się dziecko rodzi, a dzisiaj cała brygada.”
Nikt nie odpowiada. Patrzą na wyłaniającą się z mroku kopalnię.

Królestwo:
To była nowo otwarta ściana. Najnowocześniejsza. Tam były luksusy: świetne warunki górniczo – geologiczne, trzymający się mocno strop, oddział zmechanizowany ( możliwość transportu górników na taśmociągu na urobku), przenośnik podścianowy, pełna automatyzacja, także w zakresie sygnalizacji. Świetna wentylacja. Nic nie miało się prawa stać. Wszystko było w jak najlepszym porządku.

03.02.1987 Mysłowice godzina 21:00
Feliks wychodzi do pracy. Żegna się z żoną i dziewięcioletnim synem. Na balkonie gołąb. „Już trzeci dzień tak siedzi” - mówi Halina. „Wyrzuć, bo napaskudzi.” - odpowiada Feliks. Syn nie chce go wypuścić, żegna się z nim kilka razy. W końcu Feliks wychodzi.
Teresa patrzy przez okno na odchodzącego męża. Janek przystaje, ogląda się na dom, zapala papierosa, rusza, znowu przystaje, jeszcze raz się ogląda, w końcu znika w ciemności.
„Powiedział, że nie dożyje wesela siostry, co w maju miało być. Poszedł na urlop, żeby tam nie pracować”
Władek z Pawłem przechodzą przez bramę kopalni. Idą prosto do sklepiku przy BHP. Podchodzi do nich Krzysiek.
Paweł: „Ale moja stara miała sen, że jej ktoś niemowlaka mokrego i brudnego pode drzwi na wycieraczkę podrzucił.”
Krzysiek: Mojej się śniła śmierć, a ona tak jakoś dziwnie ubrano była.
Władek: A mojej się nic nie śniło. Pierdolicie tak, bo „wom się gnoje robić nie chce”(naśladuje inżyniera). Pani Zosieńko kochana a dla mnie „polo cockta”. Pani Zosieńka patrzy w milczeniu i bez uśmiechu.
Wychodzą ze sklepiku. Podchodzi Władysław. Idą w czwórkę na cechownię. Mijają Ryśka przy automacie telefonicznym. Gada z żoną.
„No powiedz kochanie proszę, bo zaraz muszę do roboty”
„Nic ci nie powiem. Rano się zobaczymy to się dowiesz.”
„Rano, rano. Teraz chcę”
„Teraz to idź już do roboty. Szybciej może wrócisz.”
„Pa kochanie. Tęsknię za tobą”
„Pa” – Beata odkłada słuchawkę. Na stole stoją małe niemowlęce buciki.

Królestwo:
Do drugiej fedrowali, a potem trzeba było skracać przenośnik kombajnu, bo ściana szła w klin. Wszystkie niezbędne zezwolenia w tym na spawanie były.

03.02.1987 kopalnia Mysłowice godzina 22:30
Wagoniki kolejki dojeżdżają do oddziału.
Władek szeptem do Pawła:
„Pilnuj gdzie dozór” i głośno – „Chłopy chodźta będzie przedstawienie.”
„Jak metan?”- pyta
„W porządku, a co?”
„No to patrzcie”
Bierze spawaczowi zapalniczkę. Podchodzi do przenośnika. Przykłada.
„O żesz kurwa, oszalałeś?”
„Taka racja stanu. Królestwo kurwa ich mać. – mówi Kubowicz.

Królestwo
Nie było zagrożenia metanowego. To była druga kategoria. Wszystkie czujniki sprawne. Przecież przy podwyższonym stężeniu metanu odcina się automatycznie zasilanie. Nie było przerwy w zasilaniu. Nie słyszałem, żeby ktoś chował czujniki metanu.

03.02.1987 kopalnia Mysłowice godzina 23:30
„Patrzcie jak się jara.” Kubowicz przykłada zapalniczkę pod rynnę przenośnika. Ogniki pojawiają się na chwilę i zaraz nikną. Cisza. „A teraz do roboty gnoje (znowu przedrzeźnia). Królestwo czeka na węgiel.”

4.02 2007, Mysłowice, msza św. z okazji 20 rocznicy katastrofy.
Wszyscy pogrążeni w modlitwie.


4.02.1987 kopalnia Mysłowice, oddział drugi, ściana 317 godzina 5:05 
„Idę po narzędzia, będziemy się zbierać powoli” – mówi Władek.
„No, już kończymy.” – odpowiada Paweł.
Władek przechodzi całą ścianę spotyka kolegów, zagaduje. Dochodzi do przenośnika. Idzie w górę. Tu też pełno ludzi. Dochodzi do skrzyżowania, bierze narzędzia i wraca. Chłopy robią coś przy transformatorze. „Idziemy na piwo?” – woła. „Jasne, jeszcze parę minut”. Przechodzi przez ścianę z przenośnikiem. „Kończcie szybko i na browara”. Dochodzi do kombajnu. Rzuca narzędzia. Sztygar krzyczy: „Idę odwołać spawanie.” Podchodzi do telefonu. Spogląda na zegarek. Jest piąta siedem.

Halina budzi się zlana potem. Na zegarze 5:07. Syn leży obok śpi spokojnie. Rzuca okiem na balkon. Gołąb odlatuje.

Królestwo
To wielka tragedia.

4.02.1987 Mysłowice, miasto śpi
Halina wychodzi na balkon. Zaczynają krążyć karetki. Miasto się budzi.

4.02.1987 kopalnia Mysłowice, oddział drugi, ściana 317 godzina 5:10.
Przez pył przebija się wątłe światło górniczej lampki. Słychać jęki. Na czworakach wyczołgują się górnicy. Jeden wyciąga drugiego. Władek mówi: ”Tam…, byłem tam, tam ludzie zostali”, słyszy: ”Nie, tam już nie ma ludzi…” – to Paweł. Czołgają się razem. Władysław gasi koszulę na Piotrku. „Chodź” - ciągnie go, „Nie dam rady”, „Przyślę ci tu kogoś” Rusza do góry i spotyka jego brata, Wojtka. ”Idź, tam Piotrek został.” Wojtek rzuca się na dół. Potyka się o kogoś, to nie Piotrek, podnosi go i ciągnie na górę. Rysiek idzie spokojnie pustym korytarzem. Nie ma pyłu. Zwalnia. Siada z torbą przy ścianie i zasypia. Władek pochyla twarz nad kałużą. Pije z niej wodę. Mówi do Pawła „Idź dalej sam” i pada. Paweł robi kilka kroków i osuwa się na spąg.

Teresa stoi w oknie i patrzy na karetki mknące przez miasto.

Królestwo
Akcja ratunkowa przebiegała sprawnie. Błyskawicznie skierowano zastępy ratowników do zagrożonego oddziału.

Waldek kończy właśnie szychtę. Przyjeżdża kolejka z następną zmianą. Jest tam Krzysztof. Biegną na pomoc do ściany. Ktoś zdziera skórę z rąk: „Skóra mi schodzi. Matko, skóra mi schodzi” Idą dalej. Waldek natrafia na kolejne ciała, a raczej ich resztki. Pakują na płótno zmasakrowane zwłoki. Krzysztof wymiotuje. Waldek idzie dalej „ścieżką śmierci”.

Msza z okazji 20 rocznicy katastrofy. Apel poległych.
Odeszli zostawiając rodziny, dzieci, nie załatwione sprawy, odeszli zostawiając wszystko…
Jan, Krzysztof, Feliks, Ryszard, Wojciech … Dziewiętnastu.

4.02.1987 kopalnia Mysłowice, godzina 7:55.
Przez bramę kopalni wchodzą kobiety. Halina z dziewięcioletnim synem. Tłum kłębi się przy wejściu. Padają kolejne nazwiska. Władysław - żyje, Władek - ranny, Paweł – wszyscy w szpitalu w Siemianowicach. Maria rzuca okiem na kartkę trzymaną, przez urzędnika. Widzi na szóstej pozycji nazwisko męża. Jest przekonana, że przeżył. Tymczasem padają kolejne pytania: Rysiek? – no cóż zginął, ale ktoś musiał zginąć. Krzysiek? – przykro mi. Podchodzi Halina z synem – Feliks? – nie żyje.

Irena włącza telewizor: Smutne wiadomości z kopalni Mysłowice. Zginęło 17 górników. Dzwoni telefon. Miękki głos sekretarki: „Kopalnia łączę…”. Kobieta osuwa się po ścianie.

4.02.1987 kopalnia Mysłowice, godzina 9:55.
Sklepik na terenie kopalni. Pani Zosieńka patrzy na przynoszone do BHP trupy. To dosłownie kilka metrów od witryny jej sklepu. Przypomina sobie jak u niej kupowali.

Dwadzieścia lat później.
Hałda. W tle wyłania się kopalnia.
Górnicy po dwudziestu latach. Każdy trzyma po trzy piwa. Władysław, Paweł, Władek, bracia Piotrek i Wojtek…. Władysław pokazuje poparzone ręce. Stawiają piwa na węglu. Z całej brygady tylu ich tylko zostało.


W katastrofie w kopalni Mysłowice zginęło na miejscu 17 górników. Jeden zmarł w szpitalu, a jeden – Tadeusz - tuż po wyjściu ze szpitala. Nie zalicza się go do ofiar wypadku.
Dyrektor został odsunięty od pracy w kopalni tuż po wypadku. Nie postawiono mu żadnych zarzutów.
Proces w sprawie katastrofy w kopalni Mysłowice zakończyła amnestia w 1989 roku. Nikt nie poniósł żadnych konsekwencji.
Istnieją dwie niezależne ekspertyzy dotyczące przyczyn katastrofy. Jedna mówi, że wybuch pyłu węglowego powstał od zapalenia się metanu w wyniku spawania. Druga, że górnicy próbowali przesunąć transformator pod napięciem, który przewrócił się i zainicjował wybuch.
Spawacz nigdy nie wrócił do kopalni. Jest schorowany. Nie może spać. Dręczą go koszmary. Twierdzi, że nie odpalił palnika.
Na zdjęciach z wizji lokalnej widać odcięte kable od tego transformatora, tak jakby ktoś próbował zatrzeć ślady.
Władek i Paweł po sześciomiesięcznej rehabilitacji zjechali na dół. Wrócili do pracy w oddziale drugim na tej samej ścianie 317.
Syn Janka od kilku lat próbuje zatrudnić się w kopalni „Mysłowice”. Bezskutecznie.
Ewa, Zofia i dwie Marie zaprzyjaźniły się po katastrofie. Mieszkają w jednym bloku. Nadal są same.
Syn Haliny i Feliksa został zamordowany 7 lat temu. Szedł wieczorem odprowadzić narzeczoną do sąsiedniego bloku. Znaleziono go rano. Został uduszony. Miałby dziś 29 lat. Halina została sama. Nie ma nawet rodzeństwa.
Irena i Beata wyszły ponownie za mąż, za górników z kopalni „Mysłowice”. Dziecko Ryśka i Beaty ma się dobrze, a Irena po dwudziestu latach odbiera telefon w swoim mieszkaniu. Miękki głos sekretarki: „Kopalnia łączę…”. Kobieta osuwa się po ścianie. W słuchawce słychać głos jej męża: „Kochanie, spóźnię się dzisiaj trochę. Muszę zostać po pracy dłużej.”
Na stronie internetowej kopalni „Mysłowice”, w dziale historia nie ma wzmianki o katastrofie z 1987 roku.

Tak to wyglądało dwadzieścia siedem lat temu i mam głębokie obawy, że wiele się nie zmieniło.

4 komentarze:

  1. I tam, i chyba wszędzie, nie zmieniło się nic...Czasem mam wrażenie, że jeśli już to raczej na gorsze...Tylko ludzie jakby jeszcze mniej ufni, obdarci z resztek marzeń i nadziei na lepsze jutro...

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że film nie powstał bo ten młodzieńczy brudnopis wygląda dobrze. Pozdrawiam z Otwocka, Anna

    OdpowiedzUsuń
  3. Też żałuję bardzo. pozdrawiam Pani Aniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda... Chyba niezbyt wiele się zmieniło. Że niby świat idzie do przodu, że postęp, że wolność słowa...
    A może gdyby film powstał to jednak coś by się zmieniło?

    OdpowiedzUsuń