poniedziałek, 24 lipca 2017

pamiętajcie o Alamo

W środę w nocy Michał Szczerba przeskakuje płot pod sejmem i wychodzi do ludzi. To tuż po awanturze na komisji i przepychankach z Suskim. Drżą mu ręce. Spotykają go gniewne okrzyki kilkunastu osób, że „nie leży na asfalcie”, że „nie przykuł się do trybuny sejmowej”, że „kłamie:. Wychodzę zza kodowych barierek pod sceną. Podchodzę do ludzi. Myślę o zapomnianym słowie "solidarność". Myślę, że ten facet jest po naszej stronie. Wyrzucam z siebie: „Jak wam nie wstyd!” Burzliwa dyskusja trwa około godziny. Emocje opadają.

Piątek – profesor Andrzej Rzepliński stoi pod Sądem Najwyższym i pięknie mówi o tym, jak ważne jest prawo. To godzinny wykład na niełatwy temat. Kilkutysięczny tłum słucha w skupieniu od czasu do czasu przerywając wystąpienie brawami. To nie jest płomienna mowa, to podawana ze spokojną stanowczością prawda i mądrość, której jak się okazuje bardzo potrzebujemy. Bo co na prawdzie zbudowane – przetrwać musi.

Czwartek – opowiadam ze sceny krótko o nas, o tym że stoimy pod sądami w wielu miastach, że jest nas coraz więcej i około pięćdziesięciu tysięcy ludzi pod sejmem skanduje „Podkarpacie”. „Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem” śpiewa tuż potem Golden Life, a ja krążę wokół sejmu obserwując tysiące zniczy i młodych ludzi, którzy siedzą na asfalcie przed bramami wejściowymi czytając na głos Konstytucję Rzeczypospolitej. Wszyscy mają łzy w oczach.

Na przełomie lutego i marca 1836 roku podczas rewolucji teksańskiej - 200 śmiałków bohatersko broniło się przez dwa tygodnie przed trzytysięczną armią meksykańską w zmienionej w prowizoryczny fort - misji Alamo w San Antonio. Wszyscy polegli, ale ich opór spowodował, że przegrupowane siły powstańców zwyciężyły i powstała niepodległa republika Teksasu. "Pamiętajcie o Alamo" to okrzyk, który powstał natychmiast po bitwie, dla upamiętnienia bohaterstwa obrońców Alamo.

Wspomniałem Alamo patrząc na rozbity pod Sejmem maleńki namiocik wspaniałych podkarpackich śmiałków, którzy trwali na posterunku przez prawie cały tydzień - Henryk, Piotr, Mariusz, Boguś i Magda z córką pilnowali naszego bezpieczeństwa, pracowali w zbiórce, pomagali dosłownie we wszystkim. Kiedy zobaczyłem ich zmęczone twarze, gdy przyjechałem w środę, gęba mi się z dumy roześmiała, bo to ludzie, na których Polska zawsze może liczyć.
Tak jak na tych wszystkich, którzy to organizują, żeby się udało i trwają przez te wszystkie dni - w Warszawie i całej Polsce - i trwać będą nadal.

Bo zwycięska wojna zaczyna się od przegranej bitwy. Jednej, wielu, ale na końcu zawsze wygrywa dobro.
Tak było w Teksasie, tak będzie teraz w Polsce.
Bo nasza siła jest wielka.
A oni zaczynają się kłócić. Wahać. Cofać.
Dzięki Wam.
Bo nie było takiego sądu na Podkarpaciu, pod którym nie płonęłyby wczoraj znicze. I będą płonąć nadal. W całej Polsce. Niech wiedzie nas Solidarność, Prawda, Mądrość i otwarte Serca. Pamiętajcie o Alamo.


PS. Ten tekst opublikowałem pięć minut przed ogłoszeniem veta prezydenta do ustaw o KRS i SN.

niedziela, 9 lipca 2017

Bikont

Wszyscy piszą o Piotrze i wspominają tę magię, która go zawsze otaczała. Tak jak na tym zdjęciu przez Mirkę wrzuconym - zupełnie niezwykłym i pięknym, które istotą Piotrka jakoś tam jest. I chodzę wciąż nie wierząc i ciągle gdzieś się nadziewam na jakieś coś, co Piotrowi bym opowiedział chętnie, a nie mogę.
Wczoraj na przykład wpadam w takiej dużej popularnej hurtowni w której dwóch facetów rozmawia wózkami widłowymi się stykając, że prezes przyjechał i chciał iść coś zjeść, a teraz u nas w sklepie jazda na regionalia, więc mówi - "- Chodźmy na lunch - macie tu gdzieś na mieście coś regionalnego?"
A stropieni kierownicy obiektu ochoczo odpowiadają:
"- Jasne że mamy - chodźmy na kebab."
Piotr by się uśmiał pewnie, choć może bardziej zapłakał.
A ja myśląc o tych wszystkich wspaniałych ludziach, których dzięki Piotrowi poznałem - zwróciliście uwagę, że Piotrek znał tylko wspaniałych - też anegdotą uraczę.

Mieliśmy pokaz "Między kroplami deszczu" w Chederze w Krakowie i Piotrek przyciągnął Bobka i Agnieszkę, a z Ameryki jeden z bohaterów najzacniejszych przywiózł całą swoją siedemnastoosobową rodzinę na koszt własny, a do tego tłumek się zebrał dość spory, więc jest zacnie. Płyta ląduje zatem w odtwarzaczu - takie to były czasy - kręci, kręci, międli i wyskakuje komunikat:error. Jedna płyta, druga płyta, wciąż to samo. Organizatorzy na granicy zieloności szukają drugiego odtwarzacza, ludzie się nerwowo poruszają na krzesłach, biegnę do bohatera i mówi parę słów czas wszystkim kupując. Podchodzę do Piotrka, bo przecież mieszka niedaleko i pytam konspiracyjnym szeptem:
- Masz DVD w domu, bo to jest spieprzone i nie można puścić filmu?
Piotr zadumany odpowiada z rozbrajającą szczerością:
- Oj nie mam, ale to nie szkodzi, bo ja już film dwa razy widziałem.
I nie wiem, gdzie on miał układy pozaziemskie, ale podszedłem wściekły do tego odtwarzacza i ręce mi się trzęsły ale walnąłem z sił całych w obudowę i zaskoczyło, i ruszyło, i zadziałało.....
Więc poszliśmy z Piotrkiem na szybkie piwo, bo ja też film widziałem przecież.

"Tato potrafił zamienić wszystko w przygodę" - powiedziała w czwartek Maniucha i objawił nam się cały Piotr, jakby zstąpił gdzieś tu pośród nas, wśród pochylonych nisko drzew cmentarza Rakowickiego. Tak, miał rację Maciek - jesteśmy szczęśliwymi ludźmi, bo mieliśmy szczęście uczestniczyć w tych Jego przygodach, które bez Niego byłyby zwyczajną codziennością. "Jedyny dorosły, który do perfekcji opanował bycie dzieckiem". Ta radość, która szła za Nim, czy raczej przed Nim - krok za krokiem wiodła Go, a nas gdzieś obok, jak w jakimś szalonym tańcu bez wytchnienia - każąc łapczywie chwytać każdą chwilę. Piotr profesjonalnie przyciągał magię. 
Prosiła Fifi - opisz, jak poznałeś Piotra i się żachnąłem, że w tym nie było magii żadnej przecież, by potem odpominać jak to z Mirkiem Chojeckim i Ewą Szprynger trafiłem do Psa, który podczas Kongresu Kultury Polskiej był taką "festiwalową" knajpą i tam się pojawiła zwalista postać Bikonta, a Mirek był w fazie zapoznawania mnie ze wszystkimi wokół, bo grono zacne, więc pomykając między Agnieszką Holland, a Sierakowskim - początkującym naonczas jako "lewicowy celebryta intelektualny" - nadzialiśmy się w końcu, bo nietrudno, na Piotra i jak usiedliśmy pogadać, to nas dzionek zastał.
Nie po raz ostatni zresztą. Bo potem Piotr zadzwonił z zaproszeniem do Badowa i tam Fifi jak w jakimś śnie, czy bajce po dwudziestu paru latach spotkałem. I tam też dzionki witaliśmy w przepięknym gronie, po raz kolejny zwracam uwagę, że Piotr przyciągał tylko wspaniałych ludzi, a jak siedzieli wieczorami na ławeczce z Sierzputem, to by im monidło można było trzasnąć jak nic, a Mirka by przy tym zaśpiewała po chińsku.
W Krakowie zresztą też nam się jakoś parę razy zdarzyło cyrkulować do rana po Kazimierzu. Pamiętam jak siedzieliśmy w Absyncie i Bobek do Piotra zadzwonił, że wpadnie, bo pociąg do Warszawy utknął w zaspach pod Tunelem, więc wraca po kilkunastu godzinach w szczerym, zmrożonym polu. I wrócił z Agnieszką i całym przedziałem świeżo zapoznanym równie zmrożonym. A potem krążyliśmy, gdzieś na Starowiślnej u przyjaciół kończąc przy kawiorze żydowskim, tańcząc tanga Gardela, aż nas tramwaje wygoniły. I niby nic w tym niezwykłego, ale magia przecież.

I trza tę magię szanować, pielęgnować, pieścić i nigdy przenigdy nie zapomnieć. I wierzyć, że hula gdzieś nad nami i bardzo nas pilnuje, żebyśmy pięknie byli. Najpiękniej.
Chociaż Serce pękło.



PS. Nie zdążyłem Ci powiedzieć Piotr. Pewnie że przeczytałem Spiegelmana w Twoim oczywiście niezawodnym tłumaczeniu.