piątek, 28 października 2016

to już trzy lata...

-Dzień dobry Panie Premierze, mogę panu zająć chwilkę….
-Może Pan, ale czy warto?
Krótko rozmawialiśmy. Krótko wyjaśnił mi Pan dlaczego nie chce brać udziału w moim szaleństwie. Krótko wyjaśnił mi Pan dlaczego ja też nie powinienem.
Miał Pan wielki talent do wyczuwania niebezpieczeństw i wiedział Pan, że z tamtego pokoju były same złe wyjścia. Tak naprawdę dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego miał Pan rację.
A potem spokojnie opowiedział mi Pan o wielkich czasach, jakby to było coś nadzwyczajnie zwykłego. Pamiętam, że drażniła mnie ta rozwleczona płynność rozmazanych słów, a jednocześnie wbijała gwoździem ich bezsprzeczna racja i niepodważalna mądrość. Każde zdanie ważyło tonę i dopiero gdy wybrzmiewało, zdawałem sobie z tego sprawę.
Choć wcale Pan tak nie chciał. Pan po prostu mówił. Tak jak zawsze.
Gdy potem w Brukseli rozmawialiśmy z profesorem Kułakowskim o Waszych wspólnych wakacjach tamtego roku, ujrzałem cień na jego twarzy, gdy wypsnęła mi się troska o Pana zdrowie. I już wiedziałem, że nici z naszej rozmowy, bo tylko tęsknie spoglądał profesor na telefon, żeby sprawdzić czy wszystko u Pana w porządku.

Bo Pan był ważny.
Trochę się boję to powiedzieć, ale Pan był najważniejszy.
Bo Pan był. I wszyscy wiedzieli, że Pan zawsze będzie.
I tak się nie robi Panie Premierze, że się tak po prostu idzie precz!
Bo do kogo teraz…?
Lekcje przyzwoitości, mądrości, szacunku – od kogo brać?
Siedzicie teraz pewnie z Kułakowskim, z Jackiem, Geremkiem, Kozłowskim, z Turowiczem na kładce nad potokiem i majtacie nogami nad wodą.
Podwinięte nogawki, rozsupłane sznurówki, rozchełstane koszule.
Jak dzieci.
Jak Włóczykije.

A tu nieszczęśliwi ludzie robią rzeczy, których nie lubią robić. Których nienawidzą.
Robią te rzeczy, bo jest im to potrzebne, tak jak potrzebna im jest nienawiść.
I epatują tym swoim nieszczęściem.
I nienawiścią.
Bo nienawidzą tych, którzy wiedzą i 
pamiętają
Tych, którzy trwali kiedyś w milczeniu i byliby szczęśliwi, gdyby im to szczęście w spokoju zostawić.
I uśmiech.
I płacz.
I życie.
A nie tylko niszczyć.
I to jest porażające.

Bo nie zdążył ich Pan nauczyć – przyzwoitości, mądrości, szacunku….
A nikt inny nie umie.
Pan pewnie chciałby, żeby się sami nauczyli.
Jak zawsze.
Panie premierze.
„Zaliś swej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?”
Panie premierze kochany.
Larum grają…

A Pan siedzi z Jackiem nad potokiem….

4 komentarze:

  1. Wolna Polska, Nadzieja i Pan - pamiętam tamten dzień w Sejmie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Do kogo teraz, no właśnie. Tamten duch żyje, jest chwilowo przygnieciony butem (butą?) dziwnej formacji pod dziwnym przewodnictwem człowieka, który nie może znieść faktu, że nie on był generatorem tych wydarzeń.
    Wierzę w reinkarnację, czekamy. My, Naród.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętamy tych Wszystkich Wspaniałych i patrzymy z trwogą jak od nas odchodzą ludzie którzy nas mobilizują ,dodają otuchy.Ten rok zabrał wielu Naszych Wspaniałych Polaków,kto zastąpi ich miejsce ,czy znajdą się następcy.Wierzę że tak.

    OdpowiedzUsuń