wtorek, 8 lipca 2014

Nic się nie kończy prostym: tak lub nie...


Ja tak czasem mam. Tak powolutku skrobać tamę, która się kruszyć będzie powoli. Od środka kruszyć, i wodę puści długo po tym skrobaniu. Tak pęknie pod jej naporem, już nie pamiętając, że skrobnięcie zaczyn dało. I zaleje wsie i pałaców krużganki. Zawiruje wokół i się uspokoi. Jak każda woda. Jak każdy krzyk.

Dźwięczy w nas ta chora rozbieżność między Polską Katoli i Lewaków. Plują jedni i drudzy z nadzieją, ze coś przylgnie i nie myślą o losie, który gotują na przyszłość. Zaraz drogi Czytelniku podniesiesz głowę i krzykniesz – to nie ja, to oni! A przecież wszyscy jesteśmy w gruncie rzeczy tacy sami.

Ja wierzę w normalny kraj pod rządami normalnych ludzi, z których nikt się nie śmieje w Europie, którzy popełniają błędy jak wszyscy, ale z całych sił starają się o to, żebyśmy mimo kryzysu na świecie, nie padli jak inne – wydawałoby się dużo bardziej rozwinięte kraje. Którzy nie szaleją w spiskowym obłędzie zamachu, których mimo wielu wewnętrznych różnic stać na tolerancję. Mimo, a może właśnie dlatego, że rozmawiają językiem, którym każdy z nas prywatnie rozmawia. I kurwa mać tak jest, choć nikt się nie chce do tego przyznać.
Ty wierzysz w spisek lemingów, w zamach, w katolickie wartości, w rozkradanie kraju, w nieudolność władzy itd. 
I nawet starając się to pisać normalnie, daleki jestem od obiektywizmu.
A teraz pomyślmy. Gdyby jutro doszło do wyborów. I Ty byś wygrał. Co w Twoim życiu, uległoby zmianie? Oprócz Twej satysfakcji – absolutnie nic. Nasz wizerunek w świecie uległby stanowczemu pogorszeniu, machalibyśmy szabelką Niemcom i Putinowi, skupilibyśmy się przez lat parę na komisjach śledczych rozliczających durnowate rozmowy w knajpach, szukalibyśmy tematów jeszcze bardziej zastępczych, a naszą ministrą spraw zagranicznych byłaby nieudolna, bezjęzykowa i bezbarwna Fotyga. Macierewicz opanowałby służby i z tym samym nieodmiennym szaleństwem w oczach - wchodziłby do naszych domów bez pytania. A gospodarkę przejąłby ktoś, którego wyborcze obietnice spłacałyby nasze wnuki. Jasne, że nie wierzysz, ale idź o zakład, że Twoje prywatne życie – kupującego benzynę, masło, chleb i szynkę Polaka, nie uległoby żadnej poprawie. Absolutnie żadnej, a mogłoby się załamać pod butem oszołomstwa.
I teraz mamy dwa stanowiska. Moje i Twoje. I tak się zastanawiam, czy naprawdę musimy dać się za nie zabić? Naprawdę musimy iść na Majdan? Dlaczego w każdym innym kraju nikt nie pyta o poglądy polityczne przy pierwszym piwie? Pomyślałeś o tym drąc się 10-tego pod pałacem prezydenckim i paląc tęczę? Czy naprawdę musimy sięgać do osiemnastowiecznych przedrozbiorowych zwyczajów, żeby mieć nadzieję, na życie w normalnym XXI – wiecznym kraju?
Władza deprawuje – i Was i Nas. Nie dajmy się tej deprawacji. Katalog naszych wspólnych win jest niepoliczalny. A o Polskę tu chodzi, a nie o ogródek sąsiada.
Był taki piękny moment w sobotę i niedzielę 10 kwietnia 2010, kiedy wszyscy płakali: Brudziński z Olejnik, Olejniczak z Kuźniarem, Tusk z Kaczyńskim. Jak zwykle galantnie to spierdoliliśmy. Jak kibice Cracovii i Wisły po śmierci papieża. Katastrofa smoleńska, wbrew skurczybykom, którzy ją wykorzystują do dziś politycznie – dała nam wszystkim szansę pojednania. A przecież tak bardzo nas podzieliła. I boję się, że te dwie Polski tak bardzo do siebie nie przystają, że nie uda się ich w jakikolwiek sposób zjednoczyć. A przecież na Boga – po jednej i po drugiej stronie jest błogosławieństwo dla łamania prawa. Nikt u nas nie egzekwuje prawa, które określa co jest nielegalne i nakłada za to określone kary. Z jednej strony dla profesora, któremu „klauzula sumienia” każe narazić ludzkie życie, z drugiej zaś dla gazety, która publikuje nielegalne podsłuchy.
W każdym normalnym kraju, gazeta publikująca materiały z nielegalnych podsłuchów przestałaby istnieć, a jej dziennikarze i właściciele poszliby siedzieć – patrz: „News of the World”. Tak w ogóle nielegalny podsłuch w demokratycznym świecie jest jedną z najbardziej nagannych form zachowań - patrz: Watergate i upadek Nixona, jedynego usuniętego ze stanowiska prezydenta USA. U nas niezależna prokuratura i sądownictwo obawiają się opinii publicznej, przekonując ją tym samym mimochodem do tego, że działania dziennikarzy popularnego tygodnika nie są jednoznaczne od strony prawnej, a przecież są: „Za ujawnienie informacji z nielegalnego podsłuchu grozi do dwóch lat więzienia (art. 267 par. 4)”.
Tak samo jak dla lekarza, który odmawia ratowania ciężarnej kobiety. A co jeśli, jakiś lekarz będzie wierzył, że przeszczep szpiku czy serca to zbrodnia?

Nie ułożyliśmy tego i pewnie nie ułożymy. Hord nawiedzonych krzyżowców i wielkiej armii barbarzyńców - spiętych w wojennym szale, bez czci i pomyślunku, bez godności i chwały, bez szans na pokój. I pęknie w pół nasz horyzont, bo musi. Wcześniej czy później. Bez wątpliwości. I nie od nas zależy, co się stanie – kto w boju polegnie, a kto trwać będzie. Taka to wojna bez rozstrzygnięcia, choć wraże armie myślą, że przetrwają. A przecież nie przetrwają, bo się pojawi jakiś zbawiciel. I jak to u zbawicieli bywa – w proch i pył byt nas maluczkich obróci kolejną hordą nadciągając. I tyle Kasandry.