wtorek, 6 grudnia 2016

wiatr...

Trzy  lata temu już było, ale nie mogłem się powstrzymać....

Zaczęło wiać.
Cholera, tak mogłaby się zaczynać jakaś mroczna sensacyjna powieść. Jakiś King, albo Chandler:
„Zaczęło wiać w czwartek po południu. Kiedy pierwszy, nieśmiały jeszcze podmuch uniósł w górę jakieś marne strzępy wczorajszego LA Timesa, Walter Chomsky przebiegał właśnie przez Hollywood Boulevard, tuż przy Kodak Theatre, gorączkowo starając się ustalić …” – dalej już treść ustaleń Waltera w stylu – „…po jaką cholerę zgodził się na spotkanie z…”, albo „…w której kieszeni jest jego ostatni papieros…”, bądź ostatecznie „…czy twarz, którą widzi po drugiej stronie ulicy, nie wydaje mu się skądś dziwnie znajoma…”.
A potem nasilający się wiatr, krew, tajemnica, napompowane cycki rozłożystych blond cudów, matka – córka, brudni magnaci, skorumpowani gliniarze – słowem kilka dni w świecie drzewek pomarańczowych, whisky bez lodu i leniwie mieszających spocone powietrze wiatraków, które pozwalają miękko przepłynąć wyobraźni do szalejącej na ulicach wichury.
Wszystko potrwa pewnie zaledwie ze trzy dni, będzie miało śmiały przekaz o twardych facetach, przyjaźni, zasadach i nieszczęśliwej miłości. Walter będzie wygrany i przegrany. W niedzielę wieczorem spojrzy z Hollywood Hills na rozświetlone miasto i wygrzebie z kieszeni lnianej marynarki pomiętą paczkę z ostatnim Camelem. Wyciągnie ostatnią zapałkę. Na jego pooranej ostatnimi dniami twarzy zagości uśmiech.
„Wiatr ustał, tak samo niespodziewanie jak się pojawił.”

Taki gotowy przepis, zależny od klimatu.

Nilssen jechałby pewnie swoim starym volvo godzinami przez przedmieścia Sztokholmu, aż w końcu na ostatniej, dziewięćset sześćdziesiątej siódmej stronie, wirujące płatki śniegu osiadłyby mu na twarzy i w dalekim kontekście ze strony trzydziestej pierwszej musielibyśmy się domyślić, że spływający po twarzy Nilssena śnieg, łzy tylko maskuje. Z tym że ta sześćdziesięciosiedmiostronicowa ucieczka przez szalejącą zamieć na sześćset czterdziestej siódmej stronie jest naprawdę porywająca. Tym bardziej, że Nilssen dojrzał w niej swoje dzieciństwo na nagich wydmach i wspomniał pierwszą rybę złowioną na kutrze stryja.

Klimat dużo zmienia. Klimat wiele wyjaśnia.

U nas po prostu „piździ jak w kieleckiem”, a Zenek mocuje się z porywanym wiatrem eternitem. I to nie jest złe. Jest inne po prostu….

No dobra.
Nieprawda.
Jest złe.
Jest złe jak jasna cholera, że estetyka eternitu dominuje w naszej przestrzeni. Obsranej budami z tanim żarciem i chińskimi ciuchami. I wszystko jest takie second hand. Brzydcy ludzie, w brzydkim świecie zabijają się siekierami w błocie. Wiatr wieje, bo zawsze wiał, a fruwający wokół bud i dziurawych, tekturowych magazynów eternit, nie ma nawet komu łba obciąć. A jak już pojawi się jakiś Nilssen czy Walter, to uśmiercimy go na wysypisku śmieci. I tak się będziem pławić we własnej brzydocie.
A przecież u nas też czasem przestaje wiać.
Dziś wiatr unosi piach na wydmach, wiruje śnieżnym pyłem, wbija w ziemię szczyty jodeł. Dziś fruwa po lasach, jeziorach, pustych, wąskich uliczkach małych miasteczek. Dziś jest.
A kiedy się skończy, usiądziemy na jakimś naszym małym wzgórzu i spojrzymy na miasto.
Inaczej?

poniedziałek, 31 października 2016

wszyscy święci

I stanęli gdzieś razem.
I poszli w jedną stronę.
I wszystko inne stało się nieważne.
Zostawili niezałatwione sprawy i puste krzesło w dobrze znanym miejscu. 
I pamięć. U każdego z nas zupełnie inną.


"Czas na mnie
czas nagli

co ze sobą zabrać
na tamten brzeg
nic

więc to już
wszystko
mamo

tak synku
to już wszystko

a więc to tylko tyle

tylko tyle

więc to jest całe życie

tak całe życie"

Tadeusz Różewicz



Czesław Kiszczak, polski generał, polityk, członek WRON, minister spraw wewnętrznych, premier w PRL (ur. 1925)
Helmut Schmidt, niemiecki polityk, kanclerz Niemiec (ur. 1918)
Maciej Szczepański, polski publicysta i dziennikarz, działacz PZPR (ur. 1928)
Jan Góra, polski duchowny, dominikanin, twórca Spotkań na Lednicy (ur. 1948)
Lemmy Kilmister, brytyjski wokalista, basista, członek zespołu Motörhead (ur. 1945)
Elżbieta Krzesińska, polska lekkoatletka, skoczkini w dal (ur. 1934)
Roman Bartoszcze, polski polityk i rolnik, pierwszy prezes PSL (ur. 1946)
Natalie Cole, amerykańska piosenkarka (ur. 1950)
David Bowie, brytyjski piosenkarz (ur. 1947)
Alan Rickman, brytyjski aktor (ur. 1946)
Bogusław Kaczyński, polski dziennikarz, publicysta, krytyk muzyczny, znawca savoir-vivre (ur. 1942)
Janusz Muniak, polski saksofonista jazzowy (ur. 1941)
Xymena Zaniewska, polska projektantka mody, scenograf, architektka (ur. 1927)
Butrus Butrus Ghali, egipski polityk, sekretarz generalny ONZ (ur. 1922)
Andrzej Żuławski, polski reżyser filmowy (ur. 1940)
Umberto Eco, włoski pisarz, filozof, felietonista (ur. 1932)
Nancy Reagan, amerykańska aktorka, pierwsza dama (ur. 1921)
Marian Kociniak, polski aktor (ur. 1936)
Guido Westerwelle, niemiecki polityk, minister MSZ Niemiec i wicekanclerz (ur. 1961)
Marek Bargiełowski, polski aktor (ur. 1942)
Johan Cruijff, holenderski piłkarz, trener (ur. 1947)
Jan Kaczkowski, polski duchowny katolicki, prezbiter, bioetyk (ur. 1977)
Imre Kertész, węgierski pisarz, laureat Nagrody Nobla (ur. 1929)
Cesare Maldini, włoski piłkarz, trener (ur. 1932)
Zyta Gilowska, polska ekonomistka, polityk, minister finansów, wicepremier, posłanka na Sejm RP (ur. 1949)
Henryk Średnicki, polski bokser (ur. 1955)
Prince, amerykański piosenkarz (ur. 1958)
Tadeusz Gocłowski, polski duchowny katolicki, arcybiskup metropolita gdański (ur. 1931)
Maria Czubaszek, polska pisarka, satyryczka, autorka tekstów piosenek, dzienikarka (ur. 1939)
Andrzej Urbański, polski dziennikarz, polityk, poseł na Sejm RP, prezes Telewizji Polskiej (ur. 1954)
Krystian Rempała, polski żużlowiec (ur. 1998)
Andrzej Niemczyk, polski siatkarz, trener (ur. 1944)
Muhammad Ali, amerykański bokser (ur. 1942)
Andrzej Kondratiuk, polski reżyser filmowy (ur. 1936)
Monika Dzienisiewicz-Olbrychska, polska aktorka (ur. 1939)
Janina Paradowska, polska dziennikarka (ur. 1942)
Michael Cimino, amerykański reżyser i scenarzysta filmowy (ur. 1939)
Elie Wiesel, amerykański pisarz, dziennikarz, laureat Pokojowej Nagrody Nobla (ur. 1928)
Włodzimierz Odojewski, polski pisarz (ur. 1930)
Franciszek Macharski, polski duchowny katolicki, arcybiskup metropolita krakowski, kardynał (ur. 1927)
João Havelange, brazylijski działacz sportowy, prezydent FIFA (ur. 1916)
Sonia Rykiel, francuska projektantka mody (ur. 1930)
Gene Wilder, amerykański aktor (ur. 1933)
Beata Kolis, dziennikarka, współzałożycielka KOD (ur.1958)
Waldemar Dziki, polski reżyser i producent filmowy (ur. 1956)
Szimon Peres, izraelski polityk, prezydent Izraela, laureat Pokojowej Nagrody Nobla (ur. 1923)
Andrzej Wajda, polski reżyser filmowy i teatralny (ur. 1926)
Dario Fo, włoski pisarz, laureat Nagrody Nobla (ur. 1926)
Andrzej Kopiczyński, polski aktor (ur. 1934)

...i mnóstwo innych nam najbliższych...



piątek, 28 października 2016

to już trzy lata...

-Dzień dobry Panie Premierze, mogę panu zająć chwilkę….
-Może Pan, ale czy warto?
Krótko rozmawialiśmy. Krótko wyjaśnił mi Pan dlaczego nie chce brać udziału w moim szaleństwie. Krótko wyjaśnił mi Pan dlaczego ja też nie powinienem.
Miał Pan wielki talent do wyczuwania niebezpieczeństw i wiedział Pan, że z tamtego pokoju były same złe wyjścia. Tak naprawdę dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego miał Pan rację.
A potem spokojnie opowiedział mi Pan o wielkich czasach, jakby to było coś nadzwyczajnie zwykłego. Pamiętam, że drażniła mnie ta rozwleczona płynność rozmazanych słów, a jednocześnie wbijała gwoździem ich bezsprzeczna racja i niepodważalna mądrość. Każde zdanie ważyło tonę i dopiero gdy wybrzmiewało, zdawałem sobie z tego sprawę.
Choć wcale Pan tak nie chciał. Pan po prostu mówił. Tak jak zawsze.
Gdy potem w Brukseli rozmawialiśmy z profesorem Kułakowskim o Waszych wspólnych wakacjach tamtego roku, ujrzałem cień na jego twarzy, gdy wypsnęła mi się troska o Pana zdrowie. I już wiedziałem, że nici z naszej rozmowy, bo tylko tęsknie spoglądał profesor na telefon, żeby sprawdzić czy wszystko u Pana w porządku.

Bo Pan był ważny.
Trochę się boję to powiedzieć, ale Pan był najważniejszy.
Bo Pan był. I wszyscy wiedzieli, że Pan zawsze będzie.
I tak się nie robi Panie Premierze, że się tak po prostu idzie precz!
Bo do kogo teraz…?
Lekcje przyzwoitości, mądrości, szacunku – od kogo brać?
Siedzicie teraz pewnie z Kułakowskim, z Jackiem, Geremkiem, Kozłowskim, z Turowiczem na kładce nad potokiem i majtacie nogami nad wodą.
Podwinięte nogawki, rozsupłane sznurówki, rozchełstane koszule.
Jak dzieci.
Jak Włóczykije.

A tu nieszczęśliwi ludzie robią rzeczy, których nie lubią robić. Których nienawidzą.
Robią te rzeczy, bo jest im to potrzebne, tak jak potrzebna im jest nienawiść.
I epatują tym swoim nieszczęściem.
I nienawiścią.
Bo nienawidzą tych, którzy wiedzą i 
pamiętają
Tych, którzy trwali kiedyś w milczeniu i byliby szczęśliwi, gdyby im to szczęście w spokoju zostawić.
I uśmiech.
I płacz.
I życie.
A nie tylko niszczyć.
I to jest porażające.

Bo nie zdążył ich Pan nauczyć – przyzwoitości, mądrości, szacunku….
A nikt inny nie umie.
Pan pewnie chciałby, żeby się sami nauczyli.
Jak zawsze.
Panie premierze.
„Zaliś swej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?”
Panie premierze kochany.
Larum grają…

A Pan siedzi z Jackiem nad potokiem….

niedziela, 16 października 2016

Adam

Taki niepozorny facet w koszuli w kratę kręcący się razem z Jackiem, Geremkiem i Mazowieckim koło Wałęsy.


Czarno-białe zdjęcia. Papiery, parapety, papierosy. Styropian.
Wasz prezydent nasz premier, zdjęcie z Wałęsą, uczciwość, przyzwoitość, prawda.
Voigt u Barei w „Alternatywach” do telefonu: „Adam ty się przestań jąkać, tylko powiedz o co chodzi”.


Bo jakoś tak zawsze było, że wszyscy zawsze czekali, co powie Adam. Albo lepiej - Adam mówił zawsze pierwszy to, czego wszyscy się bali. Bali się powiedzieć i usłyszeć.
Facet w kraciastej koszuli. Ten z tych najmądrzejszych i najbardziej przenikliwych. Niedbały intelekt. Legenda.

I teraz Adam kończy siedemdziesiąt lat.

Gdzieżby mi do mojej głupiej, nastoletniej głowy przyszło, że kiedyś do stołu usiądziemy i się będziemy tykać. I gadać długo i z sensem, jak to się coraz rzadziej zdarza w dzisiejszych smutnych czasach, w których słowo tak mało znaczy.
Gdzieżbym pomyślał, że gościem w domu Adama, w mieszkaniu tysięcy książek będę. Gdzie długie, nocne Polaków rozmowy przeciągają się wzdłuż i wszerz, rozlewając się wokół niczym ciepło świątecznego stołu. Trochę trudne i chropowate, ale zawsze mądre i prawdziwe.
Gdzieżbym wpadł na to, że te jego urodziny wspólnie świętować będziemy w bieszczadzkiej głuszy. Patrząc na spowite mgłami, spocone dawno zapomnianą krwią, rude o tej porze roku lasy.

Patrząc w bezruchu i oniemiałym zachwycie. Delektując się bezmiarem.
W spokoju.
Nie mogę się doczekać.

Sto lat Adamie i do zobaczenia.


poniedziałek, 10 października 2016

nienawiść

Zwyczajne małe miasteczko. Wschodnia Galicja. Zalany słońcem Rynek. Wąskie uliczki. Przy jednej z nich taka zwykła kamienica. Biegniesz ze słońca do cienia. Skok w bramę i po schodach. Z wypalonych światłem, rozgrzanych, ulicznych kamieni w ciemną chłodną czeluść w brzuchu wielkiego domu.
Na parterze mieszkali Żydzi. Eidem był stolarzem i miał skład mebli pod miastem. A Leibowicz był  szklarzem i miał małą śliczną córeczkę. Nomę. Na Purim dzielili się makagigi z wszystkimi sąsiadami, by mak z miodem i orzechami tańczył na uśmiechniętych wargach przyjaciół. A ci odwzajemniali się kutią i karpiem na Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Świąt zresztą w kamienicy było co niemiara i wszyscy się nimi dzielili, bo fajnie mieć dwie wielkie noce, czy boże narodzenia. I nieważne czyje one są.
Bo na pierwszym piętrze mieszkała cała reszta. Rodzina Rusinów Muzyczków oraz ksiądz Siekierżyński, który przeszedł z katolicyzmu na grekę i nikt mu tego za złe nie miał, bo się przecież zakochał. A żona jego ukochana dwóch synów mu później urodziła - Bogdana, który filozofem krakowskim został i Sławka – starostę niżańskiego. A obok moja babcia – wtedy nastolatka z całą swoją polską, katolicką rodziną i czwórką rodzeństwa. I na końcu Wallner. Austriacki sędzia, który został polskim sędzią po CK. A potem jak weszli Niemcy zapisał się do NSDAP.
I wszystko się skończyło.
Tak łatwo wzbudzić nienawiść, pozornie nie wzbudzając jej nawet.
Kiedy Eidem i Leibowicz szli z rodzinami do transportu, nie wiedząc przecież gdzie idą. Zostawili ostatnim tchnieniem instynktu śliczną, małą Nomę w piwnicy. I przyjaciele, sąsiedzi rankiem znaleźli zapomniane dziecko. I odprowadzili na dworzec do rodziców, bo przecież nie mieli pojęcia, gdzie pojadą. Że do Bełżca. I że koniec.
A potem świat potoczył się szybciej.
I przyszli inni.
I zostali.

niedziela, 11 września 2016

9/11

Nowy Jork.
Manhattan.
Jules Naudet, francuski Amerykanin kręci film dokumentalny o pracy nowojorskich strażaków. Trzyma w ręku małą cyfrową kamerę. W kadrze pochylający się nad studzienką strażak bada, czy nie ulatnia się gaz. Nagle gdzieś w tle słychać dziwny narastający dźwięk. Potężne silniki samolotu. Dźwięk będzie w tej historii najważniejszy, bo całą resztę świat widział już tysiące razy. Strażak błądzi wzrokiem po słonecznym niebie, nie znajduje jednak w wąskim korytarzu wysokościowców niczego nadzwyczajnego. Kamera zdaje się zastanawiać nad swoim kolejnym ruchem. Strażak opuszcza głowę. I wtedy słyszymy ryk silników tuż nad głową Julesa. Błyskawicznie kieruje kamerę w górę. I nagłe olśnienie. Opóźnienie docierającego do naszych uszu warkotu. Szybki ruch kamery w lewo i jest. Wielki pasażerski odrzutowiec jakieś pięćset metrów od młodego filmowca. Zaledwie kilkadziesiąt metrów od wieży jednego z bliźniaków WTC. 
Mgnienie oka. Jest 8:46. Wybuch.
Rozpryskująca się w chmurze ognia stal, szkło, zapewne resztki ludzkich ciał.
Dźwięk? Cisza. Ułamek sekundy ciszy i reakcje.
Po kolei. Z oddali. Coraz bliżej kamery.
Holy shit – całkiem daleko,
oh my God – troszkę bliżej
i wreszcie ta najbliższa – operatora Julesa Naudet.
Ciche triumfujące – yes.
Takie przedłużone w środku Yeees.
Yes – mam to, yes – udało się, yeees….
z sykiem „es” na koncu, bo się nagrało.
I wtedy wreszcie słyszymy, docierający z takiej odległości dopiero po chwili, dźwięk wybuchu.
Porażający odgłos śmierci.

Julesowi nie drży ręka, pewnie trzyma najważniejsze w swoim życiu ujęcie.


czwartek, 16 czerwca 2016

mecz

„Teatr jest najważniejszą rzeczą na świecie, gdyż tam pokazuje się ludziom, jakimi mogliby być, jakimi pragnęliby być, choć nie mają na to odwagi, i jakimi są” – mówi Emma w Lecie Muminków. 
I jestem przekonany, że gdyby Rodzina Muminków podczas powodzi zacumowała przy starym stadionie, a nie przy teatrze, gdyby legendarny inspicjent Filifionek był legendarnym trenerem, a Emma emerytowanym kierownikiem drużyny – powiedziałaby to samo o piłce, a Tatuś Muminka nie pisałby sztuki o narzeczonych lwa, tylko zorganizowałby zupełnie inny spektakl, który Emma nazwałaby meczem. Spektakl wielki, wybitny, porywający – z kompletnie nieprzewidywalnym zakończeniem. Bo o ile po pierwszych słowach rozedrganego duńskiego księcia domyślamy się, że nie skończy się to wszystko dla niego jakoś nadzwyczajnie dobrze, o ile dość szybko orientujemy się, że Godot raczej się nie zjawi, o tyle konia z rzędem temu, kto napisze konkretny i pewny scenariusz dzisiejszego wieczornego spektaklu. Najważniejszego spektaklu w najważniejszym dziś teatrze.
Bowiem dziś wieczór magiczny. Dwudziestu paru aktorów wykorzysta wszystkie umiejętności i siły. Każdy nabyty przez lata odruch, każdy wyćwiczony gest, każdy krok, każdy oddech może mieć dziś największe znaczenie. Do ostatniego tchu, krwawiących ran, eksplodujących mięśni. I nie ma żadnego scenariusza. Poza tym, że przez dziewięćdziesiąt parę minut dla nich i dla milionów naszych i tamtych to najważniejszy dzień w życiu, a na końcu gdzieś ktoś będzie płakał, a gdzie indziej spełnią się czyjeś marzenia i nastanie szalona noc.
Ale tak czy inaczej dziś stanie się cud. Być może przyjdzie w końcu Godot, a Hamlet nie skona na zamku w Elsynorze. 
Być może….

wtorek, 22 marca 2016

Kuba - uzupełnienie.

W związku z licznymi pytaniami dotyczącymi wczorajszego posta - tak się to miało zaczynać




"Kuba”


1.
podpis: Sylwester 1958, Santiago de Cuba

W kompletnej ciemności ktoś odpala cygaro zapałką. Krążek żaru rozświetla brodatą twarz. Zza okna słychać rozbawione głosy świętującego tłumu. Mężczyzna wstaje z fotela i podchodzi do balkonu. Na placu roześmiany tłum śpiewa i tańczy skandując imię bohatera: Fidel, Fidel, Fidel… .Roześmiane twarze kobiet, mężczyzn i dzieci skaczą przed oczami w ekstatycznym tańcu. Castro na balkonie uśmiecha się i wraca powoli do swojego fotela. W ciemności odpala przygasłe cygaro…

PREJŚCIE DO

2.
Odpalone w ciemności cygaro rozświetla twarz 8-letniego chłopca. Ktoś otwiera klapę od wejścia do piwnicy.

podpis: Biran, Kuba 1934

Chłopiec rzuca się do ucieczki.

Ojciec

Fidel, Fidel
Dom mi kiedyś spalisz!

Fidel ucieka przez plantację trzciny cukrowej. Ostre liście biją go po twarzy.

NAPISY POCZĄTKOWE

Plantacja jest wielka z wielkim, wspartym na palach domem z tropikalnego drewna, tak by pod podłogę spędzać na noc domowe zwierzęta. To wszystko w górach, na wyspie zwanej Kubą.
3.
Fidel znajduje schronienie w zwyczajnej dziecięcej kryjówce pod drzewem. Zza pnia wychyla się mały chłopczyk:


Raul

Zrobimy to?

Fidel

Tak Raul, zrobimy.

Fidel wygrzebuje ze skrytki w ziemi małą martwą jaszczurkę. Sięga do kieszeni po mały nożyk. Raul daje mu wyciągnięte z kryjówki zwykłe robotnicze rękawice. Fidel zakłada je niczym lekarz przed operacją. Pochyla się nad jaszczurką:

Fidel

Patrz Raul zaraz odsłonię komorę serca.

Raul patrzy skupiony na poczynania brata. Nóż wbija się miękko w skórę jaszczurki….

4.
Urzędniczka w ciasnej kabinie zrzuca ramiączko halki pięknej czterdziestoletniej kobiety. Na stole leżą słoneczne okulary i bejsbolowa czapeczka. Na ramieniu widać charakterystyczne znamię.

podpis: lotnisko w Hawanie, grudzień 1993

Kobieta stoi nago poddawana kontroli osobistej. Upokorzona stoi we łzach, ale jednak sprzeciwia się temu, co ją spotyka.

Alina

No, może już wystarczy. Przecież wiadomo, że nic nie mam.

Celniczka

Jest czysta

Alina

Wszystkich gości tak traktujecie?

Kobieta ubiera się w pośpiechu i wybiega z kabiny. Jest atrakcyjna w swojej czapce i okularach. Rozgląda się wokół. Widzi śledzące ją spojrzenia. Tu każdy może być tajniakiem. Demonstracyjnie wyciąga z torebki flakonik Chanel 19 i spryskuje się obficie perfumami na oczach gapiów. Podchodzi do urzędnika stojącego w drzwiach wraz z dwoma karabinierami. Nerwowo szuka paszportu. Ten wypada jej na podłogę. Urzędnik schyla się równocześnie z nią i zderzają się głowami. Alina śmieje się głośno.



Alina

Boże, ale ze mnie niezdara.


Urzędnik spogląda w głęboki dekolt kobiety. Uśmiecha się.

Urzędnik

Proszę iść, bo się Pani spóźni.

Alina

Już się spóźniłam, nieprawdaż? Dziękuję.

Alina odbiera paszport i idzie na płytę lotniska. Nagle słyszy za sobą głos urzędnika.

Urzędnik

Proszę pani! Proszę pani!

Kobieta odwraca się powoli.

Urzędnik

Zapomniała pani torebki.

Alina wyrywa torebkę z rąk urzędnika, dziękuje skinieniem głowy i wbiega szybko po stopniach do samolotu. Ten zaczyna kołować. Powoli ostrożnie rozglądając się na boki ściąga czapkę i okulary, a w końcu zdejmuje kasztanową perukę odsłaniając rude, krótko ścięte włosy. Samolot startuje. Kobieta patrzy przez okienko na wyspę zwaną Kuba.

TYTUŁ

5.
podpis: Biran, Kuba 1934 

Jest wieczór. Raul i Fidel biegną do domu. Jaszczurka tuż po sekcji została ponownie zakopana w kryjówce. Chłopcy wpadają do środka przez drzwi werandy.

Ojciec

Dom mi kiedyś spalisz

Ojciec siedzi na fotelu żując tytoń. Krzyczy.


Ojciec

Słyszysz?!

Fidel

Słyszę. Spalę ci dom jak nie pójdę do szkoły.

Ojciec

Co powiedziałeś?

Fidel

Że albo pójdę do szkoły, albo spalę ci dom.

Ojciec

Jak śmiesz szczeniaku.

Ojciec wypluwa tytoń z wściekłością, zdejmuje pas i rusza w kierunku Fidela.

Ojciec

Posłuchaj. To ja tu decyduję, co będziesz robił. Ja daję pieniądze i ja decyduję. A twoja przyszłość jest tutaj.


Fidel

Ojciec nie rozumie. Tu są tylko góry, a ja te góry znam na pamięć. Każdy kawałek. O… byłem wczoraj w Mayari. Na koniu z Raulem. Przez góry.


Ojciec chwyta Fidela i uderza pasem.

Ojciec

Tu masz władzę szczeniaku, tu masz pieniądze. Jeszcze tego nie rozumiesz, ale ja ci to wytłumaczę.

Fidel
(krzyczy)

Pójdę do szkoły. Słyszysz?! Słyszysz?!

Ojciec bije na oślep. Raul chwyta go za rękę i zaczyna płakać. Z kuchni wychodzi matka.

Matka

Przestań. Przestań bić moje dziecko.

Ojciec

Zamilcz kobieto. Idź do kuchni. Natychmiast!

Fidel wyrywa się ojcu. Staje przed nim. Patrzy mu prosto w oczy i mówi pewnym stanowczym głosem.

                             
Fidel

Pójdę do szkoły. Pójdę z Raulem. Nie jestem bękartem. Mówią na mnie Żyd, bo mnie nie ochrzciłeś, bo matka jest twoją drugą żoną, bo ją traktujesz jak śmiecia. Ale mnie to nie obchodzi. I tak pójdę do szkoły.

Fidel staje przed ojcem i pluje z wściekłością na podłogę. Obraca się na pięcie i ucieka. Biegnie przez dom przewracając kolejne przedmioty. Kopie zabłąkaną gdzieś w przedpokoju kurę. W końcu rzuca się na łóżko. Płacze w bezsilnej wściekłości. Matka przychodzi i przykłada mu dłoń do twarzy.

6.
podpis: Hawana, grudzień 1993

Mieszkanie Aliny. Nad ranem. Alina przytula 15-letnią śpiącą dziewczynę. Szepcze jej do ucha.

Alina

Kochanie. Córeczko moja. Muszę, muszę uciec. Nie mówiłam ci wcześniej, bo nie chciałam ci psuć urodzin. Ja nie mogę tu zostać, ale za dwa tygodnie się zobaczymy. Wszystko jest załatwione. Wiesz, życie jest tylko jedno, a tu go nie ma. Tu nie ma życia ani dla mnie, ani dla ciebie córeczko. Kocham cię bardzo. Musisz mi zaufać. Za dwa tygodnie…

Alina nie może powstrzymać łez. Mumin odpowiada jakby przez sen.

Mumin

Wiedziałam.

Alina przytula córkę. Idzie do pokoju i siada przed lustrem. Świta. Alina wyciąga z szuflady paszport. W środku jest jej zdjęcie w kasztanowej peruce. Zaczyna się malować. Pieczołowicie jakby na pokaz mody. Każdy ruch jest dokładny i delikatny. Makijaż zmienia jej twarz. Słychać stukanie do drzwi. Alina otwiera je szybko. Wchodzi kobieta z bagażami w bejsbolowej czapce i ciemnych okularach.

Alina

Dobrze, że już jesteś. Nie ma za dużo czasu? Prawda?

Kobieta przecząco kręci głową. Zdejmuje czapkę, okulary, kasztanową perukę, ubranie.

Alina

Widzieli cię?

Kobieta potwierdza. Alina zrzuca szlafrok i zakłada ubranie przybyłej kobiety.

Mumin

Zamówić ci taksówkę?

Alina patrzy badawczo na córkę, która stoi oparta o framugę drzwi sypialni. Wyciąga z szuflady czarny zeszyt i daje córce.

Alina

Nie mogę tego przewieźć.

Nerwowo zakłada perukę ukrywając rude, krótko ścięte włosy. Mumin rusza do telefonu.

                    Mumin

Paszportu nie zapomnij.

Alina bierze bagaże, zakłada czapkę i okulary. Wychodzi przed dom. Po chwili zbiega za nią córka. Podjeżdża taksówka. Alina nienaturalnie głośno żegna się z Mumin.

                    Alina

Bardzo było miło. Gdybyście były kiedyś w Hiszpanii….

Alina przytula się do córki. Długo ją obejmuje. W końcu rzuca do taksówkarza.

Alina

Na lotnisko…

Alina wsiada do taksówki. Po cichu pod nosem zaczyna się modlić.

7.
podpis: szkoła w La Salle, 1935

Fidel modli się klęcząc przed figurą ukrzyżowanego Chrystusa w szkolnej kaplicy.

Uczeń

Przestań się modlić do nie swojego Boga…Żydu.

Fidel odwraca się i widzi w drzwiach grupę chłopców śmiejących się z niego.
Uczeń

Słyszysz Żydu!

Fidel rzuca się z pięściami na chłopca. Powala go na ziemię i okłada w amoku pięściami po twarzy. Nagle czyjaś silna dłoń rozdziela obu chłopców.

Zakonnik

Castro, ty bękarcie, jak się zachowujesz w świątyni bożej?

Fidel

Nie jestem bękartem!

Zakonnik

Uspokój się szczeniaku, bo kara będzie większa.

Fidel

To mnie ochrzcij. Ochrzczonego byś nie karał. Ani oni.

Zakonnik

Jak śmiesz gówniarzu.

Zakonnik chwyta za ucho małego Fidela i prowadzi go do swojego gabinetu. Tam wyciąga trzcinkę i uderza Fidela.

Zakonnik

Przestaniesz bękarcie, albo wrócisz do domu.


Fidel

Nie przestanę i nie wrócę. Ochrzcij mnie.

Zakonnik uderza raz za razem.

Fidel

Uderz jeszcze raz.

Zakonnik uderza, a Fidel rzuca się na niego i gryzie w policzek. Krew spływa po szyi.

Fidel

Ochrzcisz mnie!