niedziela, 20 stycznia 2019

światełko do nieba

Jedyną decyzją, którą zdążył formalnie podjąć prezydent Gabriel Narutowicz było podpisanie w dniu zamachu aktu łaski dla skazanego na śmierć więźnia. Tuż po tym pojechał do Zachęty.
"To jest cudowny czas dzielenia się dobrem. Jesteście kochani, Gdańsk jest najcudowniejszym miastem na świecie! Dziękuję wam!" zdążył powiedzieć Paweł Adamowicz i chwilę później nóż zamachowca przeciął mu aortę i wykrwawił na śmierć. 
I nagle ta przecięta aorta zaczęła gdzieś tam z nieba dostarczać więcej tlenu do naszych zubożałych szarych komórek. Przez krótką chwilę wszyscy, prawie wszyscy poczuliśmy siłę wspólnoty. Poczuliśmy też wstręt i obrzydzenie do nienawiści, która podzieliła ten kraj i w efekcie sprowadziła tragedię na wspaniałego faceta i jego rodzinę.
Tragedię, która dotleniła nas dobrocią.
Nie wszystkich.
I tylko na chwilę.

Historia uczy nas tego, że nigdy nas niczego nie nauczyła i może warto to wreszcie zmienić. To był 1922 rok. Polska była wtedy słaba i podzielona bardziej niż teraz. Wojna domowa wisiała na włosku, żądza odwetu po śmierci prezydenta walczyła ze zdrowym rozsądkiem, a na ulicach ścierali się lewi z prawymi - bito posłów, senatorów - Polska wrzała.
Wrzała dużo bardziej niż dzisiaj, ale do tego przecież tylko krok, kiedy czytamy te podłe groźby: "ty będziesz następny" na ulicach kolejnych polskich miast.
Wtedy raczkująca demokracja doszła do ściany autorytaryzmu, potem Polska to tragedii wojny i mrocznych lat totalitarnych towarzyszy.
Dzisiaj nawet nie próbujemy gdybać co się stanie, choć przeczytałem gdzieś, że "w Polsce przecież nie ma tradycji zamachów na polityków."
No nie ma też tradycji Majdanu, ale jak widać tradycja to nie wszystko.

Jest jeszcze kotłująca się w nas wszystkich wściekłość.
Wściekłość na podzielony kraj,
wściekłość na polityków, którzy nie potrafią go scalić,
wściekłość na okropną bezsensowną śmierć w najpiękniejszym dla nas momencie, kiedy co roku wysyłamy wspólnie światełko do nieba - a ono potem wraca dobrem.
Ta wściekłość może się skończyć kolejnymi tragediami i krwią na ulicach. Dzisiaj stoimy na krawędzi i wzajemna nienawiść prowadzi nas w przepaść, a ludzie tak strasznie przecież chcą tego dobra, tego pokoju, tego pojednania.
Co nas powstrzymuje?

Dwadzieścia lat po zakończeniu wojny padły słowa, które zmieniły Polskę, zmieniły Europę, pewnie trochę zmieniły wszystkich:
"Wyciągamy do Was (...) nasze ręce oraz udzielamy wybaczenia i
prosimy o nie..."

Obawiam się, ze dzisiaj nie mamy pojęcia do kogo je skierować.



(fot.: Światełko do nieba" Agata Karyś)