czwartek, 8 lutego 2018

pokłosie



Życie toczy się czasem okrutnie, czasem pięknie, ale prawie zawsze zupełnie niespodziewanie.
Świat po wczorajszym wpisie troszkę się dla mnie rozchybotał zupełnie niespodziewanym odzewem tak wielu ludzi i bardzo dziękuję.

Tym bardziej, że ta "niespodziewaność" dziś osiągnęła swoją telefoniczną kwintesencję:

- Jak się Pan ma? - zwyczajowo zabrzmiało prosto z New Jersey, głosem słyszanym od lat regularnie co kilka miesięcy.
- Dziękuję dobrze - a co u Pana, Panie Edwardzie?
Edward Mosberg wciągnął powietrze tak głośno, że usłyszałem przez cały ten ocean czasu i odległości,
- Czytałem. Trzeba mówić prawdę.

Z panem Edwardem to jest tak, że niewiele jest żyjących osób, które tak wiele wiedzą o okrucieństwie i piekle, o przypadku, szczęściu, nieszczęściu i wreszcie o niejednoznaczności. Jedyna jednoznaczność, którą od lat powtarza - mówi, że "nie wolno nam zapomnieć i nie wolno nam wybaczyć - wybaczyć mogą tylko Ci, którzy zostali zabici".
Polak, krakowianin wyznania mojżeszowego jak sam o sobie mówi i jak to powiedział ktoś inny "z trzema fakultetami" - skończył getto, obozy w Płaszowie i Mauthausen, a tam w kamieniołomie nie wiedzieć ile razy policzył 186 stopni schodów na "spadochroniarską górę".
Pamiętam jak ze łzami w oczach opowiadał historię swoich sióstr, które zawsze ustawiał w szeregu do transportu - z Płaszowa na śmierć - w ostatnich rzędach i zawsze ratowało im to życie, bo brakowało dla nich miejsca w wagonach. Aż w końcu esesmani odwrócili kolejność i Jego siostry wylądowały w wagonach jako pierwsze. Poszły na śmierć.
Nie wiedział wtedy, że tym samym uratowała się jego przyszła żona, która z pierwszego szeregu wylądowała w ostatnim. Która nie dostała się do getta i ukrywała się na Straszewskiego 8 - 500 metrów od Wawelu Hansa Franka - w kamienicy u pani Kwiatkowskiej, gdzie stacjonowali oficerowie gestapo. Z którą jest w szczęściu do dzisiaj.

- Trzeba mówić prawdę - pan Edward opowiada barwnie z takim pięknym dawnym akcentem nie słyszanym dzisiaj w Polsce - byli źli Żydzi i ja ich znałem, byli źli Polacy i ja ich też znałem, ale byli także dobrzy i Żydzi i Polacy i wszyscy. Nic nie jest jednoznaczne, choć oczywistym jest, że to były niemieckie obozy śmierci na terenie Polski. Polski wtedy nie było i nikt się Jej nie pytał czy można je stworzyć, a jeśli budować machinę śmierci, to gdzie - jeśli nie tam, gdzie jest największe skupisko Żydów.
Ta ustawa czyni szkody, bo może spowodować, że my - Ci którzy ocaleli - więcej do Polski nie przyjedziemy.
Trzeba dać świadectwo prawdzie.

Rozmawialiśmy ponad godzinę i w końcu umówiliśmy się na 13 marca, na rocznicę likwidacji getta w Krakowie.
Ustaliliśmy też, że damy świadectwo prawdzie.
Już wkrótce opowiem jak.

Dziękuję Panie Edwardzie.
Jak zawsze zadzwonił Pan w najlepszym momencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz