sobota, 19 marca 2016

urodziny babci

Ten tekst napisałem trzy lata temu, a dzisiaj babcia skończyła 95 lat. I było piękne popołudnie z opowieściami, tangiem milonga i papieroskiem pod kieliszeczek koniaczku. No może dwa. I powiem tylko - drugie tyle babuniu.

Babcia nie lubi tego zdjęcia. A ja uważam, że zawadiacki kaszkiet, którego przecież nigdy by publicznie nie założyła, papieros i ten fantastyczny błysk w oku mówią więcej, niż zacnie uładzone wizerunki rodzinno – świąteczne.
Te które lubi.

Bo Babci nie można zamknąć w jakiejś jednej opowieści. Dom w Krośnie do dziś jest i jak tam dzisiaj wchodzę, to jak pies Pawłowa zmierzam do szafki w jadalni, żeby sprawdzić jakie są ciastka, placki, czekoladki czy cokolwiek, choć przecież nie jem już ich teraz za bardzo. Ale odruch pozostał, bo zawsze Babcia tam cuda chowała, na wszelki wypadek, gdyby ktoś przyszedł. „Bo tu wszystko się zaczęło, i życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i teatr się zaczął…” no kapłaństwo to może nie za bardzo, ale chodziliśmy – może nie na kremówki – ale na lody do Jadźwieckiego … no i w piłę graliśmy, i po niemiecku gadaliśmy, i łacinę studiowaliśmy. Babcia – matura 39 – cóż dodać… Kiedyś graliśmy w „nogę” w domu, bramki z tapczanów, normalnie tapczan na tapczan. I moje niecelne strzały gumową piłką zostawiły trwały ślad na delikatnej materii niebieskiej ściany. To nim dziadzio wrócił z pracy – babunia, co by nas kryć, machnęła, „taką samą jak w całym pokoju przecież”, niebieską farbą rzeczony fragment połaci ściennej. Różnica w kolorze waliła w oczy jak jasna cholera jeszcze przez wiele lat. A dziadzio wrócił z pracy i choć groźny był, udał, że nie widzi… Wierzył bowiem w kształtowanie talentów piłkarskich na każdym polu eksploatacji… I to tylko jedna z takich historii, których na tyle lat, nie powiem ile, zebrało się tysiące. Kiedy mój brat, na przykład, poszedł do szkoły i tam mu się kazali angielskiego uczyć, to babcia mając prawie 70 lat, zaczęła się uczyć angielskiego, bolejąc, że tego akurat języka się jeszcze nauczyć nie zdążyła. A robiła to, żeby móc mu pomóc w tej jego nauce, bo przecież sam nie da rady. Tak jak mnie wcześniej uczyła… On nie dał rady, ale ona tak. I teraz, jak to Himilsbach powiadał, została z tym angielskim, i jeszcze niemieckim perfekcyjnym, rosyjskim i z łaciną, ale nie narzeka, bo Babcia ma w paluchu – tak myślę po cichu, wszystko co napisano od Biblii po Grassa, choć się tym nie chwali za bardzo. I czyta wszystko, od Harlequina po Sartre’a, choć nie lubi komunistów, paląc i zasypiając z papierosem w ustach dzień w dzień, do jakiejś piątej rano…. A Schillera i Goethego to wciąż wali w oryginale. Taka babcia, co do dziś pamięta imiona i nazwiska koleżanek ze szkolnej ławki, choć parę lat już upłynęło.
Więc Babuniu, bo wiem, że teraz komputer powoli badasz swym mądrym okiem i zjawiasz się tu od czasu do czasu, recenzentem najsurowszym i najuczciwszym będąc, życzę Ci, żebyś się nie zmieniała ani na grosz, i nie bała niczego głupiego, bo jeszcze wiele do opowiadania zostało i zdjęcia te, z których zadowolona będziesz pokazać muszę. A przecież wiesz, że sto lat to za mało. Więc i Państwu obiecuję, że o Babci dużo jeszcze będzie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz