poniedziałek, 10 października 2016

nienawiść

Zwyczajne małe miasteczko. Wschodnia Galicja. Zalany słońcem Rynek. Wąskie uliczki. Przy jednej z nich taka zwykła kamienica. Biegniesz ze słońca do cienia. Skok w bramę i po schodach. Z wypalonych światłem, rozgrzanych, ulicznych kamieni w ciemną chłodną czeluść w brzuchu wielkiego domu.
Na parterze mieszkali Żydzi. Eidem był stolarzem i miał skład mebli pod miastem. A Leibowicz był  szklarzem i miał małą śliczną córeczkę. Nomę. Na Purim dzielili się makagigi z wszystkimi sąsiadami, by mak z miodem i orzechami tańczył na uśmiechniętych wargach przyjaciół. A ci odwzajemniali się kutią i karpiem na Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Świąt zresztą w kamienicy było co niemiara i wszyscy się nimi dzielili, bo fajnie mieć dwie wielkie noce, czy boże narodzenia. I nieważne czyje one są.
Bo na pierwszym piętrze mieszkała cała reszta. Rodzina Rusinów Muzyczków oraz ksiądz Siekierżyński, który przeszedł z katolicyzmu na grekę i nikt mu tego za złe nie miał, bo się przecież zakochał. A żona jego ukochana dwóch synów mu później urodziła - Bogdana, który filozofem krakowskim został i Sławka – starostę niżańskiego. A obok moja babcia – wtedy nastolatka z całą swoją polską, katolicką rodziną i czwórką rodzeństwa. I na końcu Wallner. Austriacki sędzia, który został polskim sędzią po CK. A potem jak weszli Niemcy zapisał się do NSDAP.
I wszystko się skończyło.
Tak łatwo wzbudzić nienawiść, pozornie nie wzbudzając jej nawet.
Kiedy Eidem i Leibowicz szli z rodzinami do transportu, nie wiedząc przecież gdzie idą. Zostawili ostatnim tchnieniem instynktu śliczną, małą Nomę w piwnicy. I przyjaciele, sąsiedzi rankiem znaleźli zapomniane dziecko. I odprowadzili na dworzec do rodziców, bo przecież nie mieli pojęcia, gdzie pojadą. Że do Bełżca. I że koniec.
A potem świat potoczył się szybciej.
I przyszli inni.
I zostali.

5 komentarzy:

  1. Wielu z nas nosi w sobie takie historie... moja jest wileńska. Dziwne, po tylu latach czuję się jak bezdomna, jakby dom był... no właśnie, gdzie? Czytałam jakiś czas temu pamiętniki Eleonory Trzecieskiej i Kingi z Trzecieskich Moysowej z Dynowa. To Kinga pisała o tym, kiedy nagle bliscy sobie ludzie zaczęli się nienawidzić. Nigdy sami z siebie, zawsze podjudzani przez innych...

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam jeden z fragmentów:

    (...) Po tej dygresji chcę wrócić do tego listopada 1918 roku, który przyniósł światu, ale nie Polsce, zawieszenie broni, zmiany granic, wstrząsy społeczne.
    2 listopada, pamiętam, byłam w pokoju babci Ignacji, gdy wszedł Ojciec ze słowami: ”Wojna skończona, Niemcy pobite, Polska ma otrzymać niepodległość na podstawie 14 punktów Prezydenta USA Wilsona, z dostępem do morza. Do Warszawy zwołano Sejm, który ma uchwalić konstytucję”.
    Trudno mi dziś wyrazić ogrom różnych uczuć, który opanował nas wszystkich, a więc i radość, ze po 150 latach niewoli będzie Polska niepodległa, ale jednocześnie świadomość, że ta niepodległość łatwo nam nie przyjdzie. Na wszystkich frontach była jeszcze wojna, wschodnia część Kraju pod groźbą inwazji bolszewickiej, Lwów opanowany przez Ukraińców, na Zachodzie niepewność granicy z Niemcami, do tego wyniszczenie materialne, braki na każdym kroku, wrzenie społeczne spowodowane rewolucją w Rosji.
    To nie był entuzjazm, który ogarnął Francję po zawieszeniu broni, to był raczej niepokój co dalej i kiedy się ta wojna naprawdę skończy.

    Władze austriackie uciekły, wojsko wracało do domów z bronią, bo to była tzw. „wielka demobilizacja”, władza polska, policja itp. jeszcze nie istniały i z tego stanu rzeczy skorzystała wieś w swoisty sposób. Rzucono hasło: ”Wolna Polska, wolno robić co się chce, nic nikomu nie grozi”. Żydzi jak wiadomo, byli w tym czasie panami sytuacji gospodarczej, posiadali jeszcze w piwnicach duże składy wszelkiego rodzaju towarów: tekstylii, naczyń, narzędzi rolniczych, obuwia, nafty, świec, i wogóle tego, czego wieś potrzebowała.
    Hasło: „Rabować Żydów” przeszło jak prąd elektryczny przez wsie i zaroiły się drogi i gościńce pieszymi i konnymi furami po towary do Dynowa.
    Chłopi rabowali co się dało, bez wyboru i ładowali na fury wszystko razem. Żydzi nawet nie przeszkadzali tym rabunkom, chociaż były one gwałtowne i zdarzały się wypadki jak np. u nas Dynowie, że Żydówkę w parę dni po urodzeniu dziecka wyrzucono z łóżka, a z pierzyny, którą była okryta, wypruto pierze (...)

    OdpowiedzUsuń
  3. (...) Trwały te przykre i groźne dni prawie cały tydzień, bo nie było żadnej władzy, policji, ktoby te instynkty próbował hamować. Jedynie księża z ambony, jak nasz katecheta ks. Jan Śmietana, który pełnym głosem przepowiadał karę Bożą na tych ludzi, którzy niewinnych rabują. Chłopi jednak niewiele sobie z tego robili, że w tym właśnie Listopadzie Polska odzyskała niepodległość, za którą tylu Polaków dało życie, że jednocześnie na wszystkich granicach Polski toczyły się krwawe walki, że na ulicach Lwowa młodzież w wieku 14-18 lat biła się z dobrze uzbrojonymi Ukraińcami, z bezprzykładnym bohaterstwem.
    Miasto Lwów otrzymało później krzyż Virtuti Militari, a chłopcy, którzy go bronili miano „orląt”.
    Na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie stworzono osobną, dużą kwaterę nazwaną „Cmentarz Obrońców Lwowa”, do której prowadziła brama z przepiękną rzeźbą przedstawiającą dwa lwy.
    Niestety dziś ten cmentarz nie istnieje, jest zrównany z ziemią, a jedynie starsze pokolenia Polaków pamiętają go dobrze. Ja ostatni raz na nim byłam podczas okupacji hitlerowskiej w 1943 r. Spotkałam tam przypadkiem grupę jeńców francuskich pilnowanych przez żołnierza niemieckiego. Pozwolił mi on (widocznie ujęty tym, ze go prosiłam po niemiecku) na objaśnienie tym jeńcom co to za cmentarz.
    Znając francuski język opowiedziałam im jego historię. Byli uradowani, że ktoś do nich mówi ich językiem, a to, co im opowiedziałam o końcu I wojny na terenie Lwowa, było dla nich wprost rewelacją. Nie mieli pojęcia o Polsce, tak jak zresztą i dziś jeszcze Polska jest dla Zachodu Europy krajem geograficznie bardzo mało znanym, a co do naszej historii to ogół zielonego pojęcia o niej nie ma.
    Wracając do sytuacji w Dynowie, to przez pierwsze miesiące żyło się tu w atmosferze niepewności, tym gorzej, że przenikały hasła bolszewickie z Rosji i dawało się słyszeć glosy: „Gdy skończymy z Żydami, to pójdziemy na dwory i na inteligencję po miastach”(...)

    https://marychna.witkowscy.net/index.php?option=com_content&view=article&id=81:pamietnik-kingi-z-trzecieskich-moysowej-mojej-ciotecznej-babci-tom-ii-lata-1907-1919&catid=81:pamietniki&Itemid=506

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje się, że takie historie powinny uwierać każdego człowieka jednakowo - gdzieś w okolicach człowieczeństwa. Ciągle wydaje się...

    OdpowiedzUsuń