niedziela, 2 kwietnia 2017

konfederacja



W nocy z poniedziałku na wtorek 3 maja 1791 roku w domu marszałka Małachowskiego podpisano dokument następującej treści:

W szczerej chęci ratunku ojczyzny, w okropnych na Rzeczpospolitą okolicznościach, projekt pod tytułem Ustawa Rządu w ręku j. w. marszałka sejmowego i konfederacji koronnej złożony do jak najdzielniejszego popierania przyjmujemy, zaręczając to nasze przedsięwzięcie hasłem miłości ojczyzny i słowem honoru, co dla większej wiary podpisami naszymi stwierdzamy”.
Nazajutrz trochę fortelem, trochę przypadkiem, trochę zamachem stanu uchwalono Konstytucję 3 maja – najważniejszy dokument ówczesnej Europy.
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie konfederacja, pod której węzłem pracował sejm – zwolniony w ten sposób od liberum veto i innych szaleństw owych czasów.
Konfederacja - bo taką mamy tradycję. Nie - wojny domowej, rewolucji, majdanu - tylko właśnie konfederacji.

Ponad dwieście lat później ta tradycja doprowadziła nas do uchwalenia obecnej Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.
Czym innym był bowiem Okrągły Stół?
Czym innym – to szerokie niezwykłe porozumienie ludzi, o wydawałoby się nieprzystających do siebie poglądach?
Czym innym w końcu – to najważniejsze nasze dziecko - urodzone przez niedojrzałą demokrację - jeszcze w powijakach?
No przecież tylko i wyłącznie efektem konfederackich tradycji tego pięknego kraju - gdzieś między wschodem a zachodem. Tego, co w nas tak zwyczajne i nieobliczalne jednocześnie. Tego równoczesnego - niecałkowitego braku zachodniego porządku - oraz odrobiny wschodniej duszy, która zbyt mało szalona jednak, by zabić z miłości lub nienawiści. Tej niezwykłości, której - tak nienawidząc - kochamy jednocześnie i dumni z niej jesteśmy, bo nam o niej zewsząd przypominają.
Bo jedni zazdroszczą szaleństwa, a drudzy rozsądku.


Mamy więc tradycję i potrafimy jej użyć. I choć to dziewiętnastowieczne „użycie” spowodowało, że wolności i demokracji skosztowaliśmy zaledwie przez lat kilka tylko - w dwudziestym wieku, to w końcu - na nowo konfederację zawiązując - przywróciliśmy wolność i sprawiedliwość dla wszystkich.
I słusznie żyjemy w głębokim przekonaniu, że właśnie tędy droga.
Do mądrego Państwa wszystkich obywateli.
Do tolerancji i uczciwości.
Do normalności.
Co nas zatem powstrzymuje?
Czy nie przypadkiem - my sami?

Niczemu prawo nie jest winne, że nie jest przestrzegane - tylko my – obywatele, że prawa przestrzegania nie uczymy. Że prawa przestrzegania - nie dość stanowczo żądamy. Że prawa przestrzeganie - nie jest podstawową naszą wartością.
Że gdzieś oczkiem mrugniemy, szybkość przekroczymy, na czerwonym przebiegniemy, dziecku zwolnienie przed klasówką napiszemy, a jak odpisze na tej klasówce, to ramionami wzruszymy.
Bo prawo głupie, złe, surowe.
I jest też czasem takie, więc je zmienić może trzeba konfederacką siłą. Ale wpierw tą samą konfederacką mocą trzeba prawa przestrzegać.
Niczym świętości.

Tylko tak możemy to prawo na swoje miejsce przywrócić.
Naszą wspólną, wielką Konfederacją.
By stało się na powrót fundamentem.
Naszą codzienną Konstytucją.

W sobotę 7 maja 1791 roku marszałkowie skonfederowanego sejmu wydali uniwersał, ogłaszający uchwalenie konstytucji:

Ojczyzna nasza już jest ocalona. Swobody nasze zabezpieczone. Jesteśmy odtąd narodem wolnym i niepodległym. Opadły pęta niewoli i nierządu.”


Szczególnie dzisiaj – publikacja takiej treści – przydałaby się nam naprawdę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz