Kiedy oglądając „City of ruins” płyniesz nad martwą Warszawą z 1945 roku patrząc na wyleniałe skwery i parki, okaleczone mosty, kikuty kamienic sterczące z poranionej ziemi, szukając życia w pustych oczodołach okien, wtedy obok rozbitej, spłakanej kupy kamieni, które mówią więcej, niż ludzie, którzy tu kiedyś żyli, ukazuje Ci się nagle gigantyczna piaskownica. Znikają ruiny, znikają place i ulice, znika wszystko. I tylko ta pustynia roztacza się wokół, niczym wypalona zgorzel w otwartej obumarłej ranie.
Pięćset tysięcy ludzi. Stłoczono tu pięćset tysięcy ludzi. Ludzi, których już nie ma.
Pięćset tysięcy ludzi. Stłoczono tu pięćset tysięcy ludzi. Ludzi, których już nie ma.
Mógłbym zapisać całe stronnice o świecie, który wyparował i o tym, co dokoła niego w trakcie tego znikania się działo. Ale chyba łatwiej, i bardziej to mówi, wypisać by tu litanię pół miliona imion, które zniknęły. Od Judy, po Ryfkę. Od Jezusa, po Marię.
Świat nie jest czarno-biały. Jest czasem pełen dziwnych odcieni szarości, a czasem, choć rzadziej, mieni się kolorami tęczy. Nigdy jednak nie mówi stanowczo tak lub nie, i jeśli jest gdzieś Bóg, śmieje się z tego do rozpuku, albo łzy roni, bo też nie jest czarno-biały. Takie to pokrętne. Taki los.
I kiedy tak patrzę na pooraną tym światem, twarz Marka Edelmana, to wiem, że wszystko nieważne, bo tylko życie jest ważne. A Jola spojrzała tak, jak nikt inny by nie spojrzał. Więc zamknijcie drzwi i zgaście światło. Joli Dylewskiej „Kronika powstania w getcie warszawskim wg. Marka Edelmana”. I tyle.
Od Jezusa, po Marię. Od Boga wcielonego Chrześcijan, po jego matkę Żydówkę.
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że Bóg potrafi się z tego śmiać - przy całej swojej wielokolorowości. Dając ludziom wolną wolę musiał liczyć się z tym, co zrobią. I tutaj, i w każdym innym bestialstwie widać przerażenie Boga tymi, których stworzył. Nami po prostu.
Jedni Żydów mordowali, a inni zachowali wobec tego mordowania neutralność, czyli dali ciche przyzwolenie. Podobnie jak my teraz siedzimy cicho i przyglądamy się jak toną łodzie na Morzu Śródziemnym, jak wyglądają miasteczka zajęte przez separatystów na Ukrainie. A Bóg patrzy na nas przez wystraszone oczy tych, których my oglądamy w newsach. Nie wygląda na to, żeby się śmiał.
Pozdrawiam, Z.