To było w ponad siedem lat temu. Nie
wiem, kto wymyślił hiszpańską knajpę na głównym placu śląskiego miasteczka, ale
właśnie tam zaczęła się historia filmu, który nigdy nie powstał. „El Toro” dziś
już chyba nie istnieje - a tam spotykali się wszyscy - sztygarzy, zwykli
górnicy, ich żony z dziećmi, miejscowe emerytki, a nawet członkowie miejscowej kapeli
ze szczytu list przebojów. Tam trafiliśmy z dokumentującą całą historię
Natalią, którą właśnie wtedy poznałem, a z którą potem udało się nam zrobić całkiem
inny, całkiem ważny film i w zasadzie do dziś się przyjaźnimy. Tam w tytoniowym
dymie i kwaśnym zapachu piwa, przegryzając paelię pierogami poznawaliśmy
podziemne tajemnice i niczym „barbarzyńcy w ogrodzie” niezgrabnie ich
dotykaliśmy, nie mając wtedy pojęcia, co tak naprawdę znaczą. Stamtąd wiodły
nasze ścieżki wśród śląskich blokowisk, gdzie Natalia w sobie tylko wiadomy
sposób wyszukiwała wszystkich w tę opowieść uwikłanych. I choć nie padnie dziś
ani jedno nazwisko, spisane zostały „czyny i rozmowy”, i wtedy bezładnie i
szybko powstał młodzieńczy brudnopis treatmentu filmu, który nigdy nie powstał.
A teraz mógłby pewnie nabrać zupełnie nowego znaczenia. Spróbuję to troszkę
wygładzić i opisu dodać, co by czytelny był, ale pamięć zawodna, a i treatment
młodzieńczy, więc wybaczcie cienie niedopowiedzeń. W każdym razie, tak właśnie chyba
to wyglądało.
23.12.1986, Kopalnia „Mysłowice”, biuro naczelnego inżyniera,
„Kurwa robić wam się gnoje nie chce”
„Sami dobrze
wiecie, że tam się robić nie da” – grupa górników tłoczy się w drzwiach
„Nowoczesna ściana, świeżo otwarta, wszystko jest
jak trza”
„Gówno jest. Gorąc, wentylacja żadna, pył, metan.
Spróbujcie se tam pofedrować.”
„Kurwa nie tym tonem. Wy tu jesteście od
fedrowania. Wynocha.”
„Znaczy nie przeniesiecie nas?”
„Powiedziałem won”
„A co z wigilią? Tyż mamy iść na dół?”
„Do roboty skurwysyny, bo wszystkich na zbity pysk
wypierdolę”
4.02 2007, Mysłowice,
msza św. z okazji 20 rocznicy katastrofy.
Modlący się ludzie. Gra orkiestra górnicza. Kobiety ze łzami w oczach.
Teresa, Halina, Maria, Małgorzata, Ewa, Maria, Beata, Irena -
Modlący się ludzie. Gra orkiestra górnicza. Kobiety ze łzami w oczach.
Teresa, Halina, Maria, Małgorzata, Ewa, Maria, Beata, Irena -
„To był jego
pierwszy dzień po urlopie.”
„Przeziębiony był i chciał iść na chorobowe.”
„Syn go nie chciał puścić.”
„Nie mieszkaliśmy razem, nawet nie wiedział, że
będzie ojcem.”
„Zawsze mówił, że jakby co, to żebym sobie kogoś
znalazła.”
Pod kościołem:
Halina: Jak ta orkiestra zagrała to tak to wszystko odżyło.
Dyrektor płacze: To są takie wspomnienia, z którymi trudno jest żyć.
Dyrektor płacze: To są takie wspomnienia, z którymi trudno jest żyć.
3.02.1987, hałda, w tle wyłania się, kopalnia, godzina
Górnicy siedzą i piją piwo. Rozmawiają. Jest ich
kilkunastu. Każdy ma imię i nazwisko. Gadają o robocie, o bardzo niebezpiecznym
miejscu. Mówią o ściąganiu czujników, o pyle węglowym zalegającym dosłownie
wszędzie. Mówią, że pojedynczo mogą się stamtąd wynieść, ale im zależy na całej
grupie. Na przyjaciołach.
„Królestwo wie jak jest, ale racja stanu jest inna. Węgla trza fedrować jak najwięcej. Piniondz rządzi”
„Będą nas wszystkich skrobać jak tam pieprznie.”
„Królestwo wie jak jest, ale racja stanu jest inna. Węgla trza fedrować jak najwięcej. Piniondz rządzi”
„Będą nas wszystkich skrobać jak tam pieprznie.”
„No co, ja stamtąd pójda, a ty zostaniesz. Ciebie
szlag trafi, a ja se potem w łeb strzelę.”
Przyjaźnią się. Chodzą zawsze
razem: do kopalni - tylko na nocki, na hałdę na piwo. Zaraz po szychcie. O
siódmej rano.
„A co my tak tu wszyscy dzisiaj.
Normalnie to ten nie może, tamten do żony, onemu się dziecko rodzi, a dzisiaj
cała brygada.”
Nikt nie odpowiada. Patrzą na
wyłaniającą się z mroku kopalnię.
Królestwo:
To była nowo otwarta ściana. Najnowocześniejsza.
Tam były luksusy: świetne warunki górniczo – geologiczne, trzymający się mocno
strop, oddział zmechanizowany ( możliwość transportu górników na taśmociągu na
urobku), przenośnik podścianowy, pełna automatyzacja, także w zakresie
sygnalizacji. Świetna wentylacja. Nic nie miało się prawa stać. Wszystko było w
jak najlepszym porządku.
03.02.1987 Mysłowice godzina 21:00
Feliks wychodzi do pracy. Żegna się z żoną i
dziewięcioletnim synem. Na balkonie gołąb. „Już trzeci dzień tak siedzi” - mówi
Halina. „Wyrzuć, bo napaskudzi.” - odpowiada Feliks. Syn nie chce go wypuścić,
żegna się z nim kilka razy. W końcu Feliks wychodzi.
Teresa patrzy przez okno na odchodzącego męża. Janek przystaje, ogląda się na dom, zapala papierosa, rusza, znowu przystaje, jeszcze raz się ogląda, w końcu znika w ciemności.
„Powiedział, że nie dożyje wesela siostry, co w maju miało być. Poszedł na urlop, żeby tam nie pracować”
Władek z Pawłem przechodzą przez bramę kopalni. Idą prosto do sklepiku przy BHP. Podchodzi do nich Krzysiek.
Paweł: „Ale moja stara miała sen, że jej ktoś niemowlaka mokrego i brudnego pode drzwi na wycieraczkę podrzucił.”
Krzysiek: Mojej się śniła śmierć, a ona tak jakoś dziwnie ubrano była.
Władek: A mojej się nic nie śniło. Pierdolicie tak, bo „wom się gnoje robić nie chce”(naśladuje inżyniera). Pani Zosieńko kochana a dla mnie „polo cockta”. Pani Zosieńka patrzy w milczeniu i bez uśmiechu.
Wychodzą ze sklepiku. Podchodzi Władysław. Idą w czwórkę na cechownię. Mijają Ryśka przy automacie telefonicznym. Gada z żoną.
„No powiedz kochanie proszę, bo zaraz muszę do roboty”
„Nic ci nie powiem.Rano się
zobaczymy to się dowiesz.”
„Rano,rano. Teraz chcę”
„Teraz to idź już do roboty. Szybciej może wrócisz.”
„Pa kochanie. Tęsknię za tobą”
„Pa” – Beata odkłada słuchawkę. Na stole stoją małe niemowlęce buciki.
Teresa patrzy przez okno na odchodzącego męża. Janek przystaje, ogląda się na dom, zapala papierosa, rusza, znowu przystaje, jeszcze raz się ogląda, w końcu znika w ciemności.
„Powiedział, że nie dożyje wesela siostry, co w maju miało być. Poszedł na urlop, żeby tam nie pracować”
Władek z Pawłem przechodzą przez bramę kopalni. Idą prosto do sklepiku przy BHP. Podchodzi do nich Krzysiek.
Paweł: „Ale moja stara miała sen, że jej ktoś niemowlaka mokrego i brudnego pode drzwi na wycieraczkę podrzucił.”
Krzysiek: Mojej się śniła śmierć, a ona tak jakoś dziwnie ubrano była.
Władek: A mojej się nic nie śniło. Pierdolicie tak, bo „wom się gnoje robić nie chce”(naśladuje inżyniera). Pani Zosieńko kochana a dla mnie „polo cockta”. Pani Zosieńka patrzy w milczeniu i bez uśmiechu.
Wychodzą ze sklepiku. Podchodzi Władysław. Idą w czwórkę na cechownię. Mijają Ryśka przy automacie telefonicznym. Gada z żoną.
„No powiedz kochanie proszę, bo zaraz muszę do roboty”
„Nic ci nie powiem.
„Rano,
„Teraz to idź już do roboty. Szybciej może wrócisz.”
„Pa kochanie. Tęsknię za tobą”
„Pa” – Beata odkłada słuchawkę. Na stole stoją małe niemowlęce buciki.
Królestwo:
Do drugiej fedrowali, a potem trzeba było skracać przenośnik kombajnu, bo ściana szła w klin. Wszystkie niezbędne zezwolenia w tym na spawanie były.
03.02.1987 kopalnia Mysłowice godzina 22:30
Wagoniki kolejki dojeżdżają do oddziału.
Władek szeptem do Pawła:
„Pilnuj gdzie dozór” i głośno – „Chłopy chodźta
będzie przedstawienie.”
„Jak metan?”- pyta
„W porządku, a co?”
„No to patrzcie”
Bierze spawaczowi zapalniczkę. Podchodzi do
przenośnika. Przykłada.
„O żesz kurwa, oszalałeś?”
„Taka racja stanu. Królestwo kurwa ich mać. – mówi Kubowicz.
Królestwo
Nie było zagrożenia metanowego. To była druga kategoria. Wszystkie czujniki sprawne. Przecież przy podwyższonym stężeniu metanu odcina się automatycznie zasilanie. Nie było przerwy w zasilaniu. Nie słyszałem, żeby ktoś chował czujniki metanu.
03.02.1987 kopalnia Mysłowice godzina
„Patrzcie jak się jara.” Kubowicz
przykłada zapalniczkę pod rynnę przenośnika. Ogniki pojawiają się na chwilę i
zaraz nikną. Cisza. „A teraz do roboty gnoje (znowu przedrzeźnia). Królestwo
czeka na węgiel.”
4.02 2007, Mysłowice, msza św. z okazji 20 rocznicy katastrofy.
Wszyscy pogrążeni w modlitwie.
4.02.1987 kopalnia Mysłowice, oddział drugi, ściana 317 godzina 5:05
4.02.1987 kopalnia Mysłowice, oddział drugi, ściana 317 godzina 5:05
„Idę po narzędzia, będziemy się zbierać powoli” – mówi Władek.
„No, już kończymy.” – odpowiada Paweł.
Władek przechodzi całą ścianę spotyka kolegów, zagaduje. Dochodzi do przenośnika. Idzie w górę. Tu też pełno ludzi. Dochodzi do skrzyżowania, bierze narzędzia i wraca. Chłopy robią coś przy transformatorze. „Idziemy na piwo?” – woła. „Jasne, jeszcze parę minut”. Przechodzi przez ścianę z przenośnikiem. „Kończcie szybko i na browara”. Dochodzi do kombajnu. Rzuca narzędzia. Sztygar krzyczy: „Idę odwołać spawanie.” Podchodzi do telefonu. Spogląda na zegarek. Jest piąta siedem.
„No, już kończymy.” – odpowiada Paweł.
Władek przechodzi całą ścianę spotyka kolegów, zagaduje. Dochodzi do przenośnika. Idzie w górę. Tu też pełno ludzi. Dochodzi do skrzyżowania, bierze narzędzia i wraca. Chłopy robią coś przy transformatorze. „Idziemy na piwo?” – woła. „Jasne, jeszcze parę minut”. Przechodzi przez ścianę z przenośnikiem. „Kończcie szybko i na browara”. Dochodzi do kombajnu. Rzuca narzędzia. Sztygar krzyczy: „Idę odwołać spawanie.” Podchodzi do telefonu. Spogląda na zegarek. Jest piąta siedem.
Halina budzi się zlana potem. Na zegarze 5:07. Syn leży obok śpi spokojnie. Rzuca okiem na balkon. Gołąb odlatuje.
Królestwo
To wielka tragedia.
4.02.1987 Mysłowice, miasto śpi
Halina wychodzi na balkon. Zaczynają krążyć karetki. Miasto się budzi.
4.02.1987 kopalnia Mysłowice, oddział drugi, ściana 317 godzina 5:10.
Przez pył przebija się wątłe światło górniczej lampki. Słychać jęki. Na czworakach wyczołgują się górnicy. Jeden wyciąga drugiego. Władek mówi: ”Tam…, byłem tam, tam ludzie zostali”, słyszy: ”Nie, tam już nie ma ludzi…” – to Paweł. Czołgają się razem. Władysław gasi koszulę na Piotrku. „Chodź” - ciągnie go, „Nie dam rady”, „Przyślę ci tu kogoś” Rusza do góry i spotyka jego brata, Wojtka. ”Idź, tam Piotrek został.” Wojtek rzuca się na dół. Potyka się o kogoś, to nie Piotrek, podnosi go i ciągnie na górę. Rysiek idzie spokojnie pustym korytarzem. Nie ma pyłu. Zwalnia. Siada z torbą przy ścianie i zasypia. Władek pochyla twarz nad kałużą. Pije z niej wodę. Mówi do Pawła „Idź dalej sam” i pada. Paweł robi kilka kroków i osuwa się na spąg.
Teresa stoi w oknie i patrzy na karetki mknące przez miasto.
Królestwo
Akcja ratunkowa przebiegała
sprawnie. Błyskawicznie skierowano zastępy ratowników do zagrożonego oddziału.
Waldek kończy właśnie szychtę. Przyjeżdża kolejka z następną zmianą. Jest tam Krzysztof. Biegną na pomoc do ściany. Ktoś zdziera skórę z rąk: „Skóra mi schodzi. Matko, skóra mi schodzi” Idą dalej. Waldek natrafia na kolejne ciała, a raczej ich resztki. Pakują na płótno zmasakrowane zwłoki. Krzysztof wymiotuje. Waldek idzie dalej „ścieżką śmierci”.
Msza z okazji 20 rocznicy katastrofy. Apel poległych.
Odeszli zostawiając rodziny,
dzieci, nie załatwione sprawy, odeszli zostawiając wszystko…
Jan, Krzysztof, Feliks, Ryszard, Wojciech … Dziewiętnastu.
Jan, Krzysztof, Feliks, Ryszard, Wojciech … Dziewiętnastu.
4.02.1987 kopalnia Mysłowice, godzina 7:55.
Przez bramę kopalni wchodzą kobiety. Halina z dziewięcioletnim synem. Tłum kłębi się przy wejściu. Padają kolejne nazwiska. Władysław - żyje, Władek - ranny, Paweł – wszyscy w szpitalu w Siemianowicach. Maria rzuca okiem na kartkę trzymaną, przez urzędnika. Widzi na szóstej pozycji nazwisko męża. Jest przekonana, że przeżył. Tymczasem padają kolejne pytania: Rysiek? – no cóż zginął, ale ktoś musiał zginąć. Krzysiek? – przykro mi. Podchodzi Halina z synem – Feliks? – nie żyje.
Irena włącza telewizor: Smutne wiadomości z kopalni Mysłowice. Zginęło 17 górników. Dzwoni telefon. Miękki głos sekretarki: „Kopalnia łączę…”. Kobieta osuwa się po ścianie.
4.02.1987 kopalnia Mysłowice, godzina 9:55.
Sklepik na terenie kopalni. Pani
Zosieńka patrzy na przynoszone do BHP trupy. To dosłownie kilka metrów od
witryny jej sklepu. Przypomina sobie jak u niej kupowali.
Dwadzieścia lat później.
Hałda. W tle wyłania się kopalnia.
Górnicy po dwudziestu latach.
Każdy trzyma po trzy piwa. Władysław, Paweł, Władek, bracia Piotrek i Wojtek…. Władysław
pokazuje poparzone ręce. Stawiają piwa na węglu. Z całej brygady tylu ich tylko
zostało.
W katastrofie w kopalni Mysłowice zginęło na miejscu 17 górników. Jeden zmarł w szpitalu, a jeden – Tadeusz - tuż po wyjściu ze szpitala. Nie zalicza się go do ofiar wypadku.
Dyrektor został odsunięty od
pracy w kopalni tuż po wypadku. Nie postawiono mu żadnych zarzutów.
Proces w sprawie katastrofy w
kopalni Mysłowice zakończyła amnestia w 1989 roku. Nikt nie poniósł żadnych
konsekwencji.
Istnieją dwie niezależne
ekspertyzy dotyczące przyczyn katastrofy. Jedna mówi, że wybuch pyłu węglowego
powstał od zapalenia się metanu w wyniku spawania. Druga, że górnicy próbowali
przesunąć transformator pod napięciem, który przewrócił się i zainicjował
wybuch.
Spawacz nigdy nie wrócił do kopalni. Jest schorowany. Nie może spać. Dręczą go koszmary. Twierdzi, że nie odpalił palnika.
Na zdjęciach z wizji lokalnej widać odcięte kable od tego transformatora, tak jakby ktoś próbował zatrzeć ślady.
Na zdjęciach z wizji lokalnej widać odcięte kable od tego transformatora, tak jakby ktoś próbował zatrzeć ślady.
Władek i Paweł po
sześciomiesięcznej rehabilitacji zjechali na dół. Wrócili do pracy w oddziale
drugim na tej samej ścianie 317.
Syn Janka od kilku lat próbuje zatrudnić
się w kopalni „Mysłowice”. Bezskutecznie.
Ewa, Zofia i dwie Marie
zaprzyjaźniły się po katastrofie. Mieszkają w jednym bloku. Nadal są same.
Syn Haliny i Feliksa został
zamordowany 7 lat temu. Szedł wieczorem odprowadzić narzeczoną do sąsiedniego
bloku. Znaleziono go rano. Został uduszony. Miałby dziś 29 lat. Halina została
sama. Nie ma nawet rodzeństwa.
Irena i Beata wyszły ponownie za
mąż, za górników z kopalni „Mysłowice”. Dziecko Ryśka i Beaty ma się dobrze, a Irena
po dwudziestu latach odbiera telefon w swoim mieszkaniu. Miękki głos
sekretarki: „Kopalnia łączę…”. Kobieta osuwa się po ścianie. W słuchawce
słychać głos jej męża: „Kochanie, spóźnię się dzisiaj trochę. Muszę zostać po
pracy dłużej.”
Na stronie internetowej kopalni
„Mysłowice”, w dziale historia nie ma wzmianki o katastrofie z 1987 roku.
Tak to wyglądało dwadzieścia
siedem lat temu i mam głębokie obawy, że wiele się nie zmieniło.
I tam, i chyba wszędzie, nie zmieniło się nic...Czasem mam wrażenie, że jeśli już to raczej na gorsze...Tylko ludzie jakby jeszcze mniej ufni, obdarci z resztek marzeń i nadziei na lepsze jutro...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że film nie powstał bo ten młodzieńczy brudnopis wygląda dobrze. Pozdrawiam z Otwocka, Anna
OdpowiedzUsuńTeż żałuję bardzo. pozdrawiam Pani Aniu.
OdpowiedzUsuńTo prawda... Chyba niezbyt wiele się zmieniło. Że niby świat idzie do przodu, że postęp, że wolność słowa...
OdpowiedzUsuńA może gdyby film powstał to jednak coś by się zmieniło?