Piętnastolatek w skupieniu pisze pędzlem na murze „Katyń – nie zapomnimy”. Grupka chłopców wokół niego. Wiadro z farbą. W oddali pojawia się patrol milicji. Chłopcy w panice zbierają „dowody zbrodni”. Piętnastolatek nie przestaje malować napisu. Chłopcy rzucają się do ucieczki, krzyczą: „Aram – spierdalamy!” – Aram w skupieniu kończy malować Kotwicę – znak Polski Walczącej.
Milicjanci biegną, zbliżają się
do niego. Ostatnie maźnięcie pędzla. Aram odwraca się w kierunku mundurowych.
Rzuca w nich pędzlem. Ucieka. Milicjant próbuje go pochwycić, ale chłopiec
wymyka się i wpada do bramy. Przebiega na drugą stronę budynku. Widzi morze.
Gubi pościg i zbiega na plażę. Pada na piasku. Patrzy na morze i wielkie dźwigi
stoczni.
Tak być mogło. Może było. Nie wiem.
Pomyślałem, że cały ten przeklęty
Smoleńsk to była dla nas wszystkich szansa na powstanie trochę innego świata, w
którym będziemy się pięknie różnić. Zaprzepaszczona paskudnie. Bezlitośnie. I
to wszystko z tęsknoty za nią.
Dwanaście lat później, 18
sierpnia 1980 roku Aram Rybicki ołówkiem i czerwoną olejną farbą wypisuje na
drewnopodobnej sklejce 21 postulatów „Solidarności”. Tekst przynosi mu Lech
Kaczyński. Są w stoczni, bo zwolniono z pracy suwnicową – Annę Walentynowicz.
Pewnie nie przypuszczali, że tak się to bardzo rozwinie. I że tak się to
skończy. Choć przecież nie wszyscy tu są. Ksiądz Indrzejczyk opiekuje się
swoimi owieczkami w Tworkach, Jurek Szmajdziński jest dobrze zapowiadającym się
działaczem PZPR, Iza Jaruga pracuje w Polskiej Akademii Nauk, Jola Szymanek
jest adwokatem, a Zbyszek Wassermann prokuratorem w Brzesku. Andrzej Przewoźnik
chodzi do liceum i zaraz zacznie studia na UJ, gdzie spotka trzy lata starszego
Janusza Kurtykę. A Przemek Gosiewski będzie zaraz studentem Lecha Kaczyńskiego
tyle że w Gdańsku. Krysia Bochenek pracuje w katowickim radiu, Seba
Karpiniuk idzie do pierwszej komunii, a Natalki Januszko nie ma jeszcze na
świecie. Prawie trzydzieści lat później wszyscy razem wsiądą do jednego
samolotu.
Chwilę po siódmej, 10 kwietnia
2010 roku.
Ale przecież to nie jedyna rzecz,
którą zrobią razem. Poznają się dużo wcześniej. Na „styropianie”, przy okrągłym
stole, w sejmie…. Różnią się, kochają i kłócą, ich drogi rozchodzą się i
schodzą – jak to w życiu. W sumie jednak chyba kumple. Ileż pewnie chwil przy
wódce spędzonych na tych kłótniach, dyskusjach, „nocnych Polaków rozmowach”.
Ileż takich niecodziennych sytuacji jak spotkanie Jurka Szmajdzińskiego z
Przemkiem Gosiewskim w „Zecie” u Olejnik, gdy Przemek przyszedł, bo radia
pomylił, no i Jurek go zaprosił do studia. Ileż takich lotów, gdzie Natalka
Januszko rozśmieszała wszystkich pokazując język i zwijając go w rulonik, a
Seba Karpiniuk w panicznym strachu przed lataniem pokazywał swą prawdziwą twarz
– cholernie daleką od medialnego wizerunku twardziela. Jurek, Przemek, Janusz,
Zbyszek, Iza, Jola, Aram, Leszek… . I to „tykanie” tęsknotą tylko za tym, co
poza mównicą, poza mediami, poza piekłem polityki. Za chyba kumplami, którzy w
końcu spotkali się w jednym samolocie.
Chwilę po siódmej, 10 kwietnia
2010 roku.
PS. Panie Pośle, choć na nic się to dzisiaj nie zda, bardzo przepraszam, że nie oddzwoniłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz